piątek, 20 stycznia 2017

Dlaczego lepiej jest siedzieć na dupie w Polsce i nie jechać za granicę?

Jestem clumsy człowiekiem. Wiem. Miałam dodawać cokolwiek co tydzień i oto jestem- syn marnotrawny, który prawie po 4 miesiącach zdaje wam raport o krnąbrnym tytule- nie jedź na Erasmusa. Oto ja, trochę odmieniona i sypiąca solą ironii, niczym sławnym meme.




Zawiedziesz się.

 O boże i to jak bardzo! Na uczelni, która nigdy nie wyśle ci na czas WSZYSTKICH pieniędzy, wiec musisz trzymać rękę na pulsie, żeby nie obudzić się z 20 euro do końca miesiąca. Znajomych, którzy mieli czasem napisać ale jakoś im tak nie po drodze. Po 2 miesięcznym lamencie, że mnie nie ma, nagle znikam z towarzystwa. Nie bójcie się, nadal znam wszystkie ploteczki. Tylko że, jestem trochę daleko co rokuję raczej wyjebaniem na poziomie wysokim. Czasem opowiadam o WNPiD-ploteczkach w kuchni, jak coś jemy. O zgrozo, chyba rozejdą się w tym miesiącu we wszystkie strony świata? Ups.
Po kilku tygodniach stwierdzasz, że jednak twoja dupa-twój ogródek a reszta jak chce przyjść, przyjdzie sama.



Poznasz ludzi.

Mój osobisty ból istnienia to mój akademik. Mieszkanie z samymi facetami czyni cię lekko szorstką.
Na ratunek przybywają trzy zajebiste polki<3
Poważnie rzecz biorąc, najgorzej. Może jeszcze się nauczysz, że Vitto wypadają oczy jak ktoś je makaron z keczupem? Albo że Omar przywiózł orzeszki z Turcji tylko dlatego, że w Belgii są drogie i nie dobre? Nie daj Boże, przestaniesz być rasistą! Co wtedy? Gdzie schowasz swoje wszystkie biało-czerwone bluzy kupione za 200PLN? 
Ja niestety wpadłam w sidła, mieszkając z Włochami i Francuzami. Nauczyłam się trochę przekleństw, posiedziałam na turnieju Fify, wypiłam miliony piw, przetuliłam zapłakana i zmęczona całe noce w salonie, przegadałam do białego rana o życiu i śmierci. Nie wiem czy my tylko jesteśmy tak mentalnie na emeryturze? Jest coś magicznego w powiedzeniu Erasmusowa rodzinka. Jedno jest pewne- gdyby nie wsparcie tych ludzi, nie wiem czy dałabym radę.


Być może, zaczniesz być dorosły!

 

DLA MNIE Erasmus to było takie życie na poziomie hard w pigułce. Nie miałam czasu się opierdalać tzn. czas się zawsze znalazł, ale nie na poziomie Erasmusowym. Od poniedziałku do piątku pracowałam albo chodziłam na uczelnię. O północy śniłam o łóżku. Oprócz sylwestra, byłam na imprezie może w .... listopadzie? A, nie liczę white t-shirt party, z której wyszłam o 2 bo chciało mi się spać. Nauczyłam się trochę organizacji, pozbyłam się słomianego zapału chociaż w połowie. Coś we mnie przeskoczyło. Jeszcze nie wiem co, ale 2017 to rok, w którym na pewno to odkryje. Oczywiście, jak każdy Erasmus miałam swoje guilty pleasure- frytki, piwko, sen, serial (Pakt, polecam!)... Zostałam mistrzem randkowania z Belgami, czekam tylko na medal z ambasady. Dlaczego nikt nie pisze o randkowaniu za granicą?! To taki fun ! :)

Jeszcze każą ci się uczyć.



Tak, oto ja. Cytując mojego współlokatora: jak coś ma się stać, np. meteoryt spada na ziemię Marzena, ja myślę, że na 80% walnąłby by w Ciebie.
Jak zwykle nieomylne włoskie przewidywania niczym babushka z Rosji, tym raczej padło też na mnie. Poszłam na Ugent.

Ghent Universityposition
Academic Ranking of World Universities (Shanghai Ranking) 2016 62
National Taiwan University Ranking 2015 72
Leiden Ranking 2016 94
U.S. News Best Global Universities Ranking 2016 98

Z czystym sumieniem mówię, że to jedne z najcięższych egzaminów jakie miałam w swoim życiu. Dużo wymagają, dają dużo wolnego czasu aż do listopada, gdzie masz assignments co tydzień. To pułapka!  Tak naprawdę sesja egzaminacyjna wygląda jak egzekucja z Kalashnikova. Pamiętam, jak cieszyłam się w swoim pokoiku w Poznaniu- taaaak, dostałam się na Erasmusa. Jaki prestiż! Jako jedna z dwóch osób! Daleko zaszłam i to do Gandawy! Teraz już wiem, że prestiżem będzie, jeśli jednak zdam te pozostałe dwa egzaminy i wpisze w CV Universiteit Gent. Albo mimo wszystko, wrócę tu na magisterkę i zatopię się w książkach do końca swoich dni. To brzmi jak plan.
Nie dziwota wręcz, że przy ogromie materiały,  stażu w belgijskiej firmie i minimum życia towarzyskiego nie było czasu na Orgasmusy takie, jak widzę na 4 i 5 piętrze mojego akademika. A szkoda, bardzo bym chciała wam o nich poopowiadać :D


Zaczniesz doceniać rodzinę.


Zgadnijcie, kto przejechał autobusem 24 godziny z Gandawy do Zamościa, żeby zobaczyć swoją rodzinę na 2 dni, po czym znowu wrócić 24 godziny autobusem?
Tak, to ja.
W tym roku wyjątkowo rzadko będę ich widziała- dobrze jest czasami zwolnić, chociaż na 2 dni.


Więc nie jedź! Jeszcze się... zakochasz ! A wiesz już, jak miłość boli! 


Gandawa, Gent, (GIENT jak to mówią we francuskiej części) to moje BAE. To moje serduszko, moje mosty, moje kawiarnie. Oczywiście bardzo dużo rzeczy mnie denerwuje. Być może, za dużo, żeby tu wracać. Być może, będzie ciężko z pracą, być może będzie ciężko jak Gert jednak kupi tego malamuta i będę musiała z nim biegać po 10482030 kilometrów dziennie. Być może będę nie raz płakała w poduszkę, albo zastanawiała się jak posegregować te śmieci, żeby je jednak wzięli spod domu. Jednak moje serce jest nieokrzesane i bardzo chce, żeby Gandawa była zaraz po HK, moim trzecim domem.



Te 5 miesięcy bardzo dużo mnie nauczyły. Czasem trzeba zrobić let it go.Czasem trzeba walczyć. A przede wszystkim, trzeba żyć.


Besoski.
xxx