sobota, 11 lutego 2017

Słodko-gorzko o Belgach i ich kulturze, oczami ekstrawertycznej słowianki

Otóż to! Otóż to!



Kocham marudzić. Każda osoba, która mnie zna wie, że marudzę. Mistrzem-wykrywaczem mojego marudzenia jest mój tato, który przypływ marudzenia wykrywa już w jego zalążku i automatycznie mówi "Cicho, mena".

Mogę być cicho, ale czy skażę kogoś na ten sam szok kulturowy, który miałam ja? Nie zrozumcie mnie źle, kocham Belgie, jest urocza. Ludzie na ulicach są mili i zawsze się uśmiechną, pomogą. Mój Buddy (Lieven I still love you) to najbardziej pozytywnie zakręcony człowiek, jakiego znam! 
Moja UniBuddy Clara też była super, dużo podróżowała, mówiła płynnie po turecku :D
Ale jak jest z resztą?


Dzisiaj opowiem wam o trzech kulturach a mianowicie o kulturze....


Nauki


Planowałam poświęcić jej osobny post, ale myślę, że da radę zwinąć to esejowo do jednego podtytułu.
Wyjeżdżając za granicę nie spodziewałam się, że "trzeba kuć" i jak już wam wcześniej mówiłam, do głowy mi nie przyszło sprawdzić mojego nowego uniwersytetu.
Sesja dla Belgów to święty czas. Na szyldzie xero widnieje napis successvol ! Bary, kluby, Overpoort (no nie do końca) są pozamykane na czas sesji. Ludzie KUJĄ. I to naprawdę kują. Nazwałabym to sesyjną gorączką. Jedyne o czym mówią to egzaminy, jedyne co robią to się uczą i jeżdżą do mamusi na pranie (o czym zaraz!). Dlaczego tak jest co roku, skoro po 1 sesji już wiesz, że masz ogrom materiału i nawet przy 50 IQ rozłożyłbyś sobie naukę na przynajmniej miesiąc? Nikt mi nie odpowiedział na to pytanie. Belgowie w wielkim skrócie nie wychodzą z domu przez miesiąc a ich stres egzaminami czuć w powietrzu. Gent składa się w 65% ze studentów więc wyobraźcie sobie swoje miasto, bez 65% ludzi. Byłam w szoku. To już moja 9 sesja i nigdy nie czułam na sobie takiej presji. Belgowie mówili mi, że dla nich uniwersytet (płatny) to szansa na lepszą przyszłość, lepszą pracę. Chciałabym im coś powiedzieć, na przykład że w Polsce istnieje inny system nauczania. No właśnie, czy polski system jest gorszy? 
 Oczywiście, że jest nam łatwiej. Bez dwóch zdań egzaminy na Ugent a egzaminy na WNPiD to dwa inne światy. Jednak to na WNPiD muszę używać swojej kreatywności, muszę szukać. Nie ważne, czy robię to w bibliotece, czy w domu. Na Ugent, kiedy wykładowca mówi: macie kupić książkę, a oni  nawet nie sprawdzają, czy książka jest online. Mają obowiązek ją kupić i za przeproszeniem nie ma innej opcji.
Na swoim Erasmusie poznałam chłopaka z Turcji, który robi magistra na UGent i nigdy nie zapomnę, kiedy powiedział mi, że "kiedy nie ma czegoś w instrukcji w urzędzie, panikują". Śmieszne, prawda? A co jeśli wam powiem, że na trzecim roku studiów, lektorka poświęca 60 stron prezentacji, żeby wyjaśnić, gdzie stawia się przecinki w pracy pisemnej? Nie wyobrażam sobie żadnego profesora na WNPiD, który by to zrobił. Nie wyobrażam sobie też, że napisałby na prezentacji dotyczącej egzaminu, żeby "Wchodzić cicho na salę". 
 Ludzie, kurwa. To jest oczywiste. Czasem nie byłam pewna, czy tak bardzo chcą nam pomóc, czy tak bardzo nam ubliżają. Do czasu, kiedy nie weszłam na salę egzaminu i przeżyłam kolejny szok. Ludzie są mega głośni. Zaczynają pisać bez wyraźnego rozkazu, że muszą zacząć, nie słuchają lektorów a potem 1038292 razy wymieniają answer sheet (które służą do zaznaczania odpowiedzi w testach). Trochę się skrzywiłam, widząc chłopaka wchodzącego na egzamin w bluzce z napisem "I'm in love with the coco". Nie wyobrażam sobie miny Prof. Sobczaka, gdyby zobaczył takiego agenta na swoim egzaminie. Prawdopodobnie, agent już przestałby studiować. Ta uczelnia ma 200 lat, świetne wyniki, dlaczego więc dla mnie była takim szokiem? Jeśli ma być profesjonalnie to dobrze by było, gdyby profesjonalizm był w każdym calu.

 Nie mamy już 15 lat i mama nie zabiera nam internetu, a chyba jakaś kultura studiowania istnieje.

Co tu się odwaliło, to ja nie mam pytań, ale żeby opowiedzieć wam drugą historię, muszę zacząć od paragrafu...

Ja kontra Tinder


Przed poznaniem mojej drugiej połowy, randkowałam (w wielkim skrócie) z Belgami. Przyznam, że oprócz przyjemności wyjścia z kimś innym niż Francuzi i Włosi, zawsze zadawałam ten sam zestaw pytań. Jestem ciekawską istotą, a żeby nabrać obiektywizmu do spraw, których nie rozumiem, należy o nie pytać u źródeł. Belgowie to przystojne, wysokie bestie o niebieskich oczach. Wysokie IQ, szkoda że nie EQ. Po 5 miesiącach przyznaje bez bicia- nie jestem zaskoczona, że mój chłopak nie ma narodowości belgijskiej. Nie dajcie się zmylić dziewczyny- Tinder w Belgii działa kompletnie inaczej niż w Polsce i zazwyczaj nie służy do booty calla- zwłaszcza, że mało kolesi na tinderze oprócz gadania coś robi ;) 
Pod skorupką Belgowie to nieśmiałe stwory- nie potrafią mówić o swoich uczuciach oraz o tym, czego chcą, co dla mnie w związku to podstawa bytu. Zero spontaniczności to druga sprawa, którą zarzucam im bez większego wysiłku- żeby umówić się z Belgiem potrzebujesz zazwyczaj tygodni, a może nawet miesięcy bezsensownego paplania, a nawet nie paplania, bo Belgowie wydają się zawsze zajęci czymś bardzo ważnym! W rzeczywistości, są zajęci niczym. Pracują, to tyle. Po studiach robią się grumpy catami, którzy zbierają na.....

Mieszkanie


Nie wyobrażam sobie, że 28 letni chłopak nie potrafi uprać sobie swetra. Nie wyobrażam sobie, że 21 latek mieszka w domu, bo nie potrafiłby się sam zmotywować do nauki, więc rodzice mu gotują, sprzątają, a on się tylko uczy i ma wracać do domu o 23. Nie wyobrażam sobie, że moja mama przyjeżdża co tydzień do mojego akademika i mi sprząta.
 2 tygodnie temu zadałam to magiczne pytanie Belgowi "Jak masz zamiar zbudować sobie dom, mieszkać sam, skoro nie umiesz sobie uprać, ugotować, nie masz dziewczyny (do której notabene piszą tylko 2-3 razy w tygodniu i mówią, że to związek xD) po co ci dom, skoro nie wiesz, jak się z niego korzysta?"
Mojego ankietowanego zatkało i odpowiedział tylko zdawkowe "Nauczę się".
 Proponuje zacząć naukę od zaprzestania jeżdżenia co weekend do mamusi z ubraniami- masz 28 lat, dude. Dobrze jest zapytać mamy, zgooglować (uwaga google nie jest zablokowane w Belgii) albo po prostu zebrać swoją dupę i zacząć się zachowywać jak co najmniej dorosły.
Studia to taki okres trialowy. Przypalasz pierwszy garnek, uczysz się, że czerwonych gaci nie pierze się z białymi, oraz że mycie podłogi jest naprawdę potrzebne i że ten ładny konwaliowy zapach to płyn do podłóg z Tesco za 5,99.  I wiecie co? THAT'S THE WHOLE FUCKING POINT.

Ok a więc kończąc ten ironiczny do bólu wywód, chciałabym was zapytać:
Czy tylko mnie to dziwi?
Czy tylko dla mnie to jest troche... retarded?
Czy tylko ze względu na to, że ja to ja a oni to oni, przeżyłam taki szok?

ps. Dominika chce mnie kopnąć artystycznie w cztery litery, żebym pisała więcej notatek. Piszę to tutaj, żeby mieć dowód i trzymać ją za słowo.

 

Ciao bella, jak to mówi Cris!