wtorek, 26 sierpnia 2014

This kind of things that you wanna see the most.

Okolice Hongik Univ bardzo nocą :)

Kopuła która ma przetrwać wieczność- dla ciekawskich znajdziecie ją w Hanok Village

Yangpyeong- widok z 16. piętra wieżowca na Seoul

Yangpyeong at night.

Nad brzegiem 

                                   Cheonggyecheon

Nie uwierzycie w historię tej małek rzeczki przepływającej przez Seoul.

Dongdaemun a dokładniej okolice DDP- nowo wybuwanego budynku z ciekawymi wystawami i galerią handlową w podziemiach. Jako że trafiłyśmy na fazę na "My love from the star" , w środku znajdowała się również wystawa poświęcona tej dramie.

Miejsca mnie znane ale równie piękne - Konkuk Univ.
Seoulskie dzielnice studenckie mają swój nie zaprzeczalny urok bo z tej gwarnej ulicy wychodzisz wprot nad...

Ten oto piękny most nad Han River który uchwyciłyśmy z dachu Erykowego mieszkanka.

Rowery nad Han River- definitywnie MUST DO jeśli chodzi o Seoul. 

Wieczornie w Seoulu.

Dongdaemun - DDP


Dongdaemun

Rzeczka


Okolice  Cheonggyecheon.

Konkuk Univercity czyli troje ludzi piwko i woda :)

Konkuk Univ. again

Yangpyeong

Anguk  station i Hanoki czyli tradycyjne domy koreańskie

Pałac Changdeok na który mieliśmy wybitną pogodę

Insadong i urocze pamiątki z Korei 

Spacer po Insadong. 

Times Square albo to co nasz oppa tak nazywał. Niestety nie Nowy Jork. 

sobota, 9 sierpnia 2014

My, wy, oni.

Some people look for a beautiful places.  

Others make a places beautiful.

Z naszym (pożyczonym od Madi) SB. Udany spacer po Myeong-dong plus już wiemy gdzie są dobre i tanie tteokbokki.

Jason, czyli host który jest idealnym oddaniem powiedzenia 'Everything is never as it seems'.


Polska w Seulu. Nasz skarb Madzia i wspólne 'bujanie się po dzielni'.



Pinku Pinku Oppa i jego twarz pokazowa. Z cyklu ' Idźmy tutaj, albo czekajcie zapytam, o tutaj jest mapa, teraz pod górkę, jednak trzeba zwrócić, przechodzimy na drugą stronę, mieliśmy iść na Hanok Village ale może wejdziemy do muzeum'. To nic, że jest z Seulu bo i tak zabłądzi. Ale z takimi ludźmi błądzi się bardzo przyjemnie.
Big Head Oppa (cr.Nana) który po jednej przegranej w bilarda zabiera nas w inne miejsce bo nagle zgłodniał a jak już docieramy żeby zjeść sushi, zostają 2/3 stołu plus 5 butelki soju i właściwie to kończymy na karaoke śpiewając 'My heart will go on' i 'Let it go'. 


Ice Cream Oppa. Powinnam chyba wytłumaczyć nazwę, cóż... można to uznać za dobry patent na podryw który wyszedł nam całkiem spontanicznie. Zachciało nam się lodów, które jak się okazało są w promocji 2+1 więc hej, dlaczego trzeciego loda nie dać jakiejś 'dobrej dupie'? Tak zaczęła się nasza przyjaźń z barmanem z Gangnam który sam mówi, że używa Konglisha. Poza tym tona cukru, uśmiechu, dobrego jedzenia i skinshipu.


Dwóch koreańczyków z LA i dwie polki. Jedzenie przez całą noc warte 300$, czyli David babcie już pieką dla Ciebie placki dziękczynnie w Polsce.


Pierwsze spotkanie po roku z moim Gyu. Koncept 'shy boy', spotkajmy się na Gangnam bo mam hajs, 'let's eat and go, eat and go' a i tak kończymy na karaoke (znów po soju).


Nie do końca takie angel ale dodaje bo kyeopta, że aż dziwnie.



Power of ajumma, czyli even z What's Up Seoul, świetne wspomnienia, świetni ludzie.


Znów z Gyu ale tym razem z Sumin, czyli dwójka z mojego wolontariatu z zeszłego roku i ciche shipowanie bo okazało się, że obydwoje rozstali się ze swoimi 'ex' 2 miesiące temu.


Ekipa z naszej pierwszej domówki. Rosjanka która opowiada o Hawajach, kanadyjczyk który gra na gitalele (bo to przecież gitara ale nazywa się ukulele), para z Norwegii która dopiero co wróciła z Japonii i organizator Kie który niby mało mówi a o 4 w nocy opowie Ci o małpach lub wielbłądach które uprawiały sex na jego oczach. Oh well...



Wypały i przypały koreańskich bananów cz.1

Od czego by tu zacząć czyli zbyt długo nie pisane i zbyt długo nie wspominane. 
Mam nadzieję, że postaram się zmieścić tutaj i w następnej notatce całą naszą Koree choć będzie to bardzo ciężkie.

      Nie byłam fanką wyjazdów do Korei. Cała otoczka k-popu i k-dram nie -przemawiała do mnie pod względem turystycznym, więc wyjazd do Korei odkładałam i odkładałam w nieskończoność, aż wreszcie nastał ten dzień- wziuuummm pakuj się i idź na samolot do Koreii.

      Jesteśmy tu już prawie dwa tygodnie a nasze tempo zwiedzania zadziwia nawet naszych znajomych! Gdy chcą nas gdzieś zabrać w zwyczaju mamy mowienie- byłyśmy tu! tu też!
Gdy nie mamy zaplanowanego dnia, wsiadamy w metro i jedziemy na dzielnice, które przypadły nam do gustu (albo randomowe) i krążymy, krążymy, krążymy.
Mimo metropolii, nie czuję się tutaj osaczona przez ludzi. W zamkach, sławnych miejscach, nie dławię się obecnością innych ludzi co jest dużym plusem jeśli chodzi o moje ulubione miasta.
Seoul ma MASE urokliwych miejsc, gdzie możesz po prostu usiąść i rozkoszować się pogodą/życiem/piwem/rozmową ze znajomymi. Choć Seoul nie zachwyca parkami (dużo ich tu nie znalazłyśmy) zdecydowane koreańczycy potrafią wykorzystać każdą wolną przestrzeń by była jak najbardziej przyjazna do życia. Gdy już tu dotrzecie, polecam spacer nad Han River. Widok jest przepiękny.

Kręte uliczki, strome (czasami za strome) chodniki z których wychodzisz na ogromną przestronną ulicę i wchodzisz w rzekę ludzi idącą wieczorem na spotkanie ze znajomymi. Na ulicy pachnie jedzeniem, kosmetykami, na około sklepy świecące się przeróżnymi światłami- to jedyne co w całym chaosie swojego mózgu potrafię wyklarować jeśli chodzi o to miasto.
Niesamowite jak szybko oddałam kawałek mojego serca temu miejscu na ziemi i choć jeszcze stąd nie wyjechałyśmy, planuje już powrót "kiedyś na pewno".

       Co do typowo podróżniczych i mało wymagających uniesień słów cenowo jest podobnie jak w Polsce choć przyznam, że ciężko nam liczyć te wszystkie zera na końcu liczb. Transport jest dla mnie lekko drogi, ale niestety poruszać się jakoś trzeba i to wydatek konieczny.
Linia metra.... chaos ale po kilku wpadkach i przesiadkach nauczyłyśmy się z niego korzystać!
Jeśli kochasz jeść i pić, w Korei (jak i w całej Azji) znajdziesz sobie miejsce.
Ciągle poznajemy tu nowe osoby, ciągle gdzieś wychodzimy, robimy nowe rzeczy (Martyna wyciągnęła mnie nawet na kino 4D na przejażdżkę na rollercoasterze mimo, że mam lęk wysokości xD )

O ile w Chinach mogłam napisać tu dużo, bo dużo mi w Chinach brakowało oczekiwań, jakie postawiłam Pekinowi tuż przed odlotem... O Korei nie mogę napisać nic złego. Nie mogę na nią narzekać, bo nigdy nic nie oczekiwałam od tego miejsca. A jednak zaskoczyło mnie i to bardzo pozytywnie.

Poza tym, Korea to nie tylko k-pop. Nawet jeśli kochasz oppe- nie bój się na pewno coś z nim znajdziesz. Jeśli nie kochasz oppy- nie bój się, Seoul ma o wiele więcej do zaoferowania. Od kuchni po życie nocne.

Prawie zapomniałabym o naszym przypale nie wypale!
Jak to banana ma w zwyczaju, nie mogło sie obyć bez irytującego człowieka.
Tym razem nasze nominacje padły na couchsurfing.
Nasz host z dnia na dzień stał się stalkerem. Musiałyśmy zmienić miejsce, bo nie podobało mu się, że rozmawiamy po polsku i chyba mnie nie polubił, bo nie brałyśmy go wszędzie ze sobą. Tak, nasz host miał 40 lat, mieszkał sam i jego zainteresowaniem oprócz bycia bezrobotnym, było spotykanie nowych ludzi i wychodzenie. Oczywiście, jeśli miał z kim wychodzić. Jeśli tak nie było nie mył się kilka dni i zachowywał jak świnia. Po kilku dniach po prostu zaczął mnie ignorować i oznajmiać światu, że go nie lubię.
 Oczywiście, zawsze biorę na spotkania faceta po 40-stce.
Wprowadzając się do niego nie przewidziałyśmy, że nie da nam nawet wiatraka w ramach oszczędności bezrobotnego, więc budziłyśmy się co kilka godzin (spałyśmy w pokoju który był eks- balkonem czytajcie wszystkie okna przeszklone) spocone i zmęczone. Ale już koniec tego dobrego było miło ale się wyprowadziłyśmy. No i zostawił mi pamiątkę- jestem chora.

ANYWAY


Podróż po Korei czas zacząć a nam tęskno do Busan i Daegu!