piątek, 20 czerwca 2014

Na biało w Chinach, czyli wszystko od początku. Cz. 1 (Marzena)

Hej!
Od tego zazwyczaj (nie) zaczyna się pierwszego posta.
NIE jesteśmy dziennikarkami
NIE jesteśmy zawodowymi pisarkami
NIE skończyłyśmy polonistyki. 

Nasz język będzie tu bardziej podciągał pod morze emocji i przemyśleń, niż ekonomiczno-polityczno-prawno-jakieś rozpatrywanie naszego 3 miesięcznego życia w Chinach. Myślę, że nie dotyczy to wakacyjnych blogów o podróżach małych i dużach więc...
Witajcie na blogu, na którym w najbliższym czasie dwie zakręcone polki- Martyna i Marzena będą relacjonowały swój pobyt w Chinach.

Jak to się stało i dlaczego Chiny?
Ten podpunkt trzeba zacząć od tego, jak same się poznałyśmy. 
Na festiwalu muzyki koreańskie której nie ukrywam jesteśmy dużymi fankami więc na pewno podświadomie będziemy się starały znaleźć trochę Korei w Chinach, a w Korei Chin. 
Przypadkowo, spontanicznie. To chyba jedyne słowa, które przychodzą mi na myśl, kiedy wspominam 3 sierpnia 2013 roku.
Potem z górki. Tak czy inaczej nasza znajomość się rozwijała i rozwijała i kto nas zna, wie, że jak sobie coś ubzduramy, będzie ciężko nam to wybić z głowy. Tak o to stwierdzilyśmy, że od września 2013 roku zaczniemy planować nasz wyjazd do Chin. Zaczęłyśmy snuć plany wielkich i małych podróży po Azji, uwzględnionej w wakacyjnym planie, oraz wyciągnęłyśmy swoje skarbonki-świnki.
Uparte i pewne swojego zwycięstwa rozpoczęłyśmy myślami odpływać wręcz do tego kraju środka.

Jak i dlaczego au pair?

Au Pair Exchange to świetna okazja, by poznać Azję od środka. Zwłaszcza, że od zewnątrz poznawałyśmy ją co krok i kilka lat naszego życia na tym spędziłyśmy (broń cię panie Boże, że zmarnowałyśmy)
 Samo planowanie wyjazdu zaczęłyśmy od szukania agencji, która się nami zajmie.
I tu nasze marzenia i przede wszystkim oczekiwania, spotkały się szybko z zimnym prysznicem.

Kto to organizuje i jak? 
Każda organizacja ma podobne a czasami wręcz takie same wymagania i zapewnienia (od 18 do 29 roku życia, co najmniej liceum, niekarany itd)Agencje mają swoje wytyczne i obowiązki względem swoich cultural exchange students. Przede wszystkim opiekują się tobą po przyjeździe, martwią się o twój nocleg i wyżywienie oraz dbają o różne inne rzeczy. W zamian mieszkania u rodziny, opiekujesz się dzieckiem/dziećmi (z tym bywa różnie) oraz pomagasz przy domu. 
Tak pisze na stronach w rzeczywistości to bardzo wolno rozwijający się przemysł w Chinach (chaos i jeszcze raz chaos) , czego niestety najlepszym przykładem jesteśmy my.
Daruje sobie mówienia nazw firm, które zajmowały się "załatwianiem naszego wyjazdu", które mówiły, że miesiąc to max. jeśli chodzi o szukanie rodziny oraz załatwianie wizy a my- głupie i optymistyczne z masą innych spraw na głowie, zaufałyśmy ich słowom.
Oczywiście teraz, tydzień przed planowanym wylotem gorzko za to płacimy.
Nie zorganizowanie, mały kontakt z samą koordynacją wyjazdu.... to tylko kilka punktów które mogłabym tu wymienić. Jednak nasza upartość była zbyt głupia by sama zrezygnować- postanowiłyśmy szukać do skutku.
I znalazłyśmy! 
Po wysłaniu potrzebnych dokumentów, agencja dość szybko is sprawnie przedstawiła nam rodziny.
(moja osobiście jest przeurocza) i przystąpiłyśmy do wypełniania dokumentów do wizy.
I tu nasza motywacja zaczęła pod upadać. 
Nie wiadomo jakim cudem, nasza wiza nie przeszła u konsula. 
Zamiast wizy studenckiej, zostałyśmy poproszone o dokument stwierdzający możliwość pracy w Chinach i zaproszenie od pracodawcy. Po rozmowie z koordynatorką (wielce zdziwioną) stwierdziłyśmy, że znowu po raz koljeny po raz setny miliardowy, same zawalczymy o wize
Więc reasumując zamiast wizy studenckiej kazali nam zrobić wizę pracowniczą- w rezultacie jedziemy na turystycznej. (oh god nie chce myśleć o tym, że będziemy musiały przedłużać ją w chińskim urzędzie)
Zapytacie jakim cudem i jak to się stało, że agencja nie dopilnowała papierów?
Otóż nie, to konsulat zmienił wytyczne i nasza, "au pair cultural exchange" wiza przestała wręcz istnieć w domniemaniu konsulatu. 

Wreszcie pytanie dnia...
czy zgodziłabym się na to jeszcze raz?
Tak, leczy tym razem definitywnie robiłabym wszystko z wielomiesięcznym wyprzedzeniem u agencji którą znam. Mądry polak po szkodzie, ale jestem typem osoby która lubi wyzwania. Nie przeszkadza mi stres o ile nie chodzi o pieniądze które włożyłam w bilet i porwane marzenia. Wtedy muszę walczyć i trzymać nerwy na wodzy.

Przepraszam, jeszcze nie umiem pisać o naszej drodze do Chin w superlatywach, ale jestem pewna, że przez cierpienie do gwiazd.


Chiny to niesamowicie ogromny i bogaty kulturowo kraj, od pand po jedzenie- chce wszystkiego dotknąć, spróbować. Przede wszystkim podszkolić swój chiński i poznać ludzi tak samo niesamowitych jak to państwo.
Dlaczego Chiny? Bo mam przeczucie, że jest tam wszystko, czego szukałabym na przystanku Azja. 

Mimo naszych upadków, walizki zostają sukcesywnie zapełniane ubraniami, a wiza (choć turystyczna i zdecydowanie za krótka) gdzieś tam, daleko, leży grzecznie na biureczku naszej Pani Pośredniczki.

Co kto by tego dokonał, jak nie my?

Kończąc tą wielką (i dość demotywującą) notkę, chciałabym podziękować moim znajomym i rodzinie, którzy kibicowali mi w moich China Issues.  
Mam nadzieję, że przygoda która tam przeżyjemy będzie równie godna uwagi i opowiadania wnukom, jak cała droga, którą przeszłyśmy przez bezgraniczna ufność urzędom oraz ludziom.

Marzena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz