środa, 30 lipca 2014

Ejjj das okeeeejjj czyli życie po życiu w Korei

Długo się zbierałam, żeby napisać tę notatkę.
Przeprowadzki, wyprowadzki, pakowanie i zakupy- tak wyglądały nasze ostatnie dni w Pekinie i pierwsze dni w Seoulu.

Odwiezione na lotnisko (Max błagam patrz na drogę bardziej niż zwykle) przeszłyśmy dość szybko przez odprawę i czekałyśmy na stanowisku 7.
7 to chyba nasza szczęśliwa liczba forever.
Szczęśliwe ale i bliskie płaczu, opuściłyśmy Beijing.


Tego co się stało potem i co teraz się dzieje, żadna z nas nie przewidziała. Nie można było tego przewidzieć.

O Godzinie 12 skończyłyśmy odprawiać się z mega ogromnej kolejki na lotnisku w tłumie chińczyków, obcokrajowców i koreańczyków i przeszłyśmy przez barierki odebrać nasz bagaż.

Witamy w Korei. Zdjęcie na początek, odciski palców. Teraz można być oficjalnie w Seoulu.
Odebrałyśmy walizki.
Icheon- Seoul troszkę daleko. Sprawdzamy busy, pytamy o busy i o metro- nic nie jeździ do Seoulu. Musimy czekać 5 godzin na metro.
Jakiś magicznym sposobem znajdujemy autobus i kompletnie zmęczone jedziemy do Hongik Univ do naszego pierwszego hosta.
O 2 zgubione, przekonane że nie ma nocnych autobusów w Seoulu docieramy do hosta.
"Gdzie wy byłyście?!" pyta Don a my już wiemy, że to bardzo dobre pytanie.
Do 4 opowiadamy mu swoją historię a on wprost nie może uwierzyć, jak to się stało i jak przeżyłyśmy.
Następnego dnia popołudniu kupujemy miejskie karty i zaczynamy szukać pracy z małą pomocą (Geeezzz dziekujęmy za użyczenie koreańskiego!)
Wszędzie zapewniają jedynie free acommondation. Bez koreańskiego, bez native speakera- możliwość pracy w Koreii nawet na miesiąc jest prawie niemożliwa.
ALEEE będziemy szukały dalej no i najważniejsze...

W Korei można żyć za pół ceny!

I wiem, że wiele z was podróżowało do Korei BUT HEY nigdy nie byłyście bezdomne w Azji xD
Więc tak z naszego punktu widzenia nie było busów ani taniego żarcia- nie planowałyśmy Korei. To Korea zaplanowała nas. Nie jesteśmy tu żeby kupić płyty, tanie ciuchy czy inne staffy choć bardzo byśmy chciały to zrobić budżet nam na to nie pozwala.
Nasza chęć jechania tutaj nie była psychicznie obsesyjnie k-popowa. Kwestia pracy odpada ale myślę, że w 3 dni znalazłyśmy sposób na przeżycie tutaj miesiąca o niskim budżecie.
Moje nastawienie do Seoulu było (może nadal jest?) bardzo specyficzne.
Nie chciałam tu jechać, bo oppa. I nie jedźcie tu po to, żeby poznać oppe.
Seoul ma naprawdę dużo do zaoferowania.Kocham k-pop ale to więcej niż k-pop. Miejsca, eventy, ludzie, to niezwykła metropolia.
Mimo, że jesteśmy tu 3 dni, Seoul zdążył nas już nie raz zaskoczyć i to bardzo pozytywnie.

Angielski, angielski wszędzie.

Nie musisz znać hangula, żeby przeżyć (Chiny why) Wszyscy są mega pomocni i o dziwo wiedzą, że mogą ci czasem pomóc tylko po angielsku. Mimo, że początkowo niechętnie, w "kryzysowych sytuacjach" ich angielski się uruchamia i jest ogólnie zrozumiały. No i nie wspominając, że Korea jest zafascynowana USA.
Ale metro.... dlugo nam zajmie przyzwyczajenie sie do tych linii i linijek :D

Hoście, bądź moim menadżerem.

Mimo konserwatywności tego kraju, znalezienie tu hosta (czyli osoby, która pozwoli ci spać w swoim domu) jest banalne. Ale nam, BaNana udało się niesamowicie.
Nasz host jest jak nasz tatuś! Nie martwię się ani o jedzenie, ani o atrakcje czy budżet dzienny. Jason jest mega przekochanym człowiekiem. Kurs gotowania? Zamki? Może wypożyczymy rowery i pojedziemy nad Han river? Wypad nad morze będzie równie fajny! Nie zapomnijmy o Itaewon i innych dzielnicach! Wszystko co chcemy zaplanować, Jason jest meeega pomocny w tych sprawach. Nie wyobrażam sobie innego hosta w Korei. ale nikt nie wspomniał nam ze jest psychopatą i że będzie za nami chodził cały pobyt w jego domu.
Nie wspominając, że mieszkamy na 14 PIĘTRZE i mamy piękny widok na cały Seoul. Nasz pokój jest przeszklony więc w nocy wygląda to przepięknie. Jemy pizze z Casco patrzymy przez okno i relax pełną parą. Tego relaxu naprawdę brakowało nam przez dłuuugi czas.

Wczoraj spotkanie z couchsurfingu. Definitywnie must go jeśli chcecie poznać tłym wspanialych osób!
Eventy w Seoulu są i pijackie i wypadowe- można jechać nad morze, ale i umówić się na wspólną imprezę.
Czyli kto co lubi.


Podsumowując- a  na pewno coś dopiszę w późniejszym czasie (wolnym, co będzie ciężkie)  Seoul zmienił moje podejście w 3 dni. Z uprzedzonej i zniechęconej masą roztrzepanych polek chcących tu jechać bo oppa, miasto samo w sobie jest piękne, czyste i urokliwe. A nocny Seoul zapiera dech w piersiach.
Więc jeśli macie wydać pieniądze na wakacje i spędzić je w Seoulu- zdecydowanie polecam.


wtorek, 22 lipca 2014

Podsumowanie naszego miesiąca w stolicy państwa środka.




Dużo rzeczy zdążyło nas spotkać przez ten miesiąc (a to jeszcze nie koniec!).
Dobrych, złych, życiowych, szokujących. Miliony smaków które cisną mi się na język gdy chcę napisać tę notkę.

Update co do naszej pozycji wygląda tak, że w poniedziałek jesteśmy zmuszone opuścić Chiny (brak wizy)
Martyna powiedziała do widzenia swojej rodzinie. Przepracowane 3 tygodnie. Dostała na rękę 700 yuanów, co jest równowartością około 350 zł.  Obydwie niezbyt z tego tytułu zadowolone, ale wolne. Wolność to piękne słowo.
Zwłaszcza, jeśli przez ostatni miesiąc życia nikogo nie obchodził twój czas wolny, ani plany jakie sobie przyszykowałaś. Za "marne" 700 yuanów... Nawet za 2 000 nie opłaca się nikomu niszczyć sobie psychiki ani wakacji, więc au pair mówimy stanowcze nie.
Mimo naszych problemów finansowych ścisnęłyśmy nasze kieszenie i zmierzamy do swojego następnego punktu podróży (szybciej niż się spodziewałyśmy) czyli.... JEDZIEMY DO KOREI.
W Korei oprócz zwiedzania (miesiąc w Seoulu?) będziemy szukały też pracy dorywczej, więc czujemy obydwie, że przed nami nowe doświadczenia w pojedynku z Azją. Można by powiedzieć na razie, że etap Beijing part 1 został zakończony "sukcesem", a mianowicie biletem do Korei.

Wszystko, co można by tu napisać...
jest tego zbyt wiele.
Od złych stron, po mocne, Chiny pod względem etnicznym, kulturowym i cenowym są przerażająco zróżnicowane. Nie wiem czy poleciłabym wycieczkę do Chin rodzinie z dwójką dzieci, albo ludziom o słabych nerwach. To kraj dla samotnych, silnych charakterem ludzi którzy nie brzydzą się, nie boją nie marudzą i nie myślą zbyt wiele nad rzeczywistością jeśli wiedzą, że musza ją zaakceptować.
Jak już pisałam, Chiny potrafią "zjeść" człowieka.
Choć tuż przed wyjazdem wydawało się nam, że wiemy cokolwiek o tym kraju na tyle, żeby sobie poradzić w trudnych sytuacjach.
O jak bardzo się myliłyśmy.
Myślałyśmy, że zaskoczymy Chiny naszą wiedzą, tym czasem to Chiny nas zaskoczyły.

Minusy, minusiki.

Zacznę od minusów, bo wolę skończyć ten post miłymi rzeczami (to co na końcu najbardziej zostaje w pamięci ;)
-szok
plucie, picie, palenie, brud.

Jeśli ktoś z was nadal uważa, że wszyscy w Chinach znają angielski, bardzo ale to bardzo się myli. Być może ciężko nam oceniać ten stan.
Ciężko byłoby mi wyjaśnić, dlaczego tak twierdzę.
2 minuty w painticie i krótkie wyjaśnienie.
To nie żart. Na Tongjinanlou jesteśmy jedynymi białymi myślę, że aż do stacji przesiadkowej 8 przystanków dalej. 
Z kolei mieszkanie z europejczykami też nie należało do najprzyjemniejszych. Jeśli myślicie, że swój swojemu pomoże to się grubo mylicie :) Chińczycy są bardzo dumni, ale myślę, że Europejczycy w Chinach są o wiele gorsi. 
Dlaczego?
Ludzie nie potrafią sie przestawić. Próbują zmieniać nurt rzeki, próbują zmieniać Chiny. 
Chiny zmodernizowane, czyste, jak najbardziej jestem za- ale to nie Paryż, to nie Tokyo. 
To kraj o bogatej historii i znaczeniu dla świata ale też stary, brudny i mający swoje prawa. Dlaczego ludzie którzy jadą tutaj (co najlepsze mieszkać na stałe) tak bardzo chcą by wszystko było jak im zagrają. :D Śmiejemy się z muzułmanów? Ale w naszej dzielnicy czasem czuje się jak intruz, przed którym rodziny chowają dzieci. 
Ludzie plują, piją i dzielnie znoszą 40 stopni upału, ale ci ludzie też tańczą wieczorami w parku, wychodzą wieczorami z rodzina na kolacje, grają w szachy na ulicach i próbują swoich sił mówiąc do nas hello gdy wsiadamy do rikszy :D
Podsumowując jeśli nie potrafisz zaakceptować tego, że nie wszędzie będziesz panem świata bo jesteś biały, że nie wszędzie usiądziesz sobie na WC ani nie wszędzie będą mówili po angielsku, Chiny to dobry pomysł wakacyjny dla ciebie-  ale tylko na zwiedzenie atrakcji turystycznych i powrót. 
-papiery, papiery i jeszcze raz papiery

Na wszystko trzeba mieć papiery. Meldowanie tymczasowe, wchodzenie na paszport do muzeum, trzymanie przy sercu karty pobytu stałego, kontrole na metrze (muzułmanie?) i przy wchodzeniu do ważniejszych punktów turystycznych.
Minus, ale i bardzo dobry przykład, jak dmuchać na zimne. 
Niecały tydzień przed tym, jak samolot rozbił się na Ukrainie (wszyscy mega się zmartwili, że Polska jest tak blisko i że to niebezpieczne wracać. Trochę w tym racji- boję się lecieć nad strefami spornymi) w Chinach muzułmanie podpalili autobus. Z ludźmi w środku. 
Gdy patrzę na takie i na więcej takich akcji, z chęcią wrzucam swoją torbe na "prześwietlenie" bo to daje mi (jakieś, jakiekolwiek, badź złudne) poczucie bezpieczeństwa.

- chińska mentalność załatwiania CZEGOKOLWIEK

Mega duży minus o którym się już rozpisywać nie będę. Wystarczy wspomnieć historię Early Bird. Co prawda znaleźli mi rodzinę- szkoda, że zbyt późno, by dało sie przedłużyć wizę na miejscu. Zbyt późno, by mieć z tego tytułu jakiekolwiek pieniądze.

- beeep beeep bap bap

Przechodzenie przez ulicę w Pekinie, jeżdżenie tu samochodem.... dla prawdziwych twardzieli. Nie raz samochód mnie chciał zabić. Będzie chciał zabić i was. Oni nie zatrzymują się na przejściu tylko zwalniają. Odradzam szpilki do biegania po ulicach, zwłaszcza w centrum. Masa samochodów, ludzi. Pipczenia na inne samochody, na siebie, na przechodniów na stojące kwiatki na pobliskim parapecie.

Plusy i rzeczy za które kocham Pekin

-"hello"

Czyli robienie nam zdjęć :D Z Martyna kompletnie nie mamy z tym problemu- jeśli chcecie okej, chodźcie, zrobimy sobie zdjęcie razem :D
Nawet nie wyobrażacie sobie tych szczęśliwych chłopaków, którzy nie muszą nas obserwować niczym stalkerzy i "pisać sms" wyjątkowo wysoko trzymając telefon, byleby zrobić nam zdjęcie.
Czuję się wtedy egzotycznie, śmiesznie i ciepło na sercu. Jak oni dla nas są atrakcją, tak i my jesteśmy dla nich.
Może czas zacząć sobie robić zdjęcia z Chińczykami? Nasza galeria byłaby spora.

-"Sprzedam ci dusze za 10 yuanów"

Targowanie się targowanie i jeszcze raz targowanie. Targuj się wszędzie, gdzie nie ma cen, wszędzie gdzie są ceny i wszędzie gdzie... chcą cię zrobić w balona.
W takich sytuacjach twoja wymarzona bluzka za 150 yuanów stanie się wymarzona bluzką za 80 yuanów, a lód za 5 yuanów, stanieje o 3 yuany.
tip życia: tak, po chińsku. Bardzo proste do nauczenia się a ratuje życie.

Po powrocie do Polski na pewno będzie nam brakować taniego jedzenia i życia, hosteli za 30 zł za noc, i targowania się o cenę.

-urokliwe miejsca

Co kto lubi. Drogie zakupy, tanie zakupy. Tanie jedzonko na ulicach ale i drogie i przepyszne jedzenie w restauracjach. Moimi ulubionymi miejscami był park Chaoyang (wersja chińska) oraz Houhai czyli dzielnica hutongów z pięknym jeziorem. O każdej porze dnia i nocy wygląda to urokliwie, ale jeśli potraficie widzieć, a nie mieć jedynie otwarte oczy to poznacie wiele, wiele miejsc jak te. :)


Chciałam coś napisać o tym, jak bardzo znajomi nam pomogli, choć znali nas miesiąc, a nawet kilka dni.
Poznani w taksówce, na lekcjach, na ulicy. Bardzo bardzo ciepli ludzie i powód, dla którego musimy tutaj wrócić. Mam nadzieję, że niedługo i oni zawitają do Polski. W końcu to "dobry przykład na przyjaźń polsko-chińska". Nie mam słów wdzięczności jak bardzo nam pomagają. Nie wiem, czy da radę ubrać to w słowa.
Na razie proste dziękuję, bo nawet jeśli bardzo chcemy, nie potrafimy im się odwdzięczyć.
KOCHAMY I WRÓCIMY.

Muzycznie



"Niebieskie niebo w Pekinie" xD



Dlaczego nie opłaca się iść do Zakazanego miasta 1. tłum

Miłość z Tianmen

Z wodzem :)

Gorąco w wykonaniu Basi i Wanga 

Oppa wszędzie

chwile. Świątynia Nieba

Pod drzewkiem miłości w ogrodach cesarskich. Na dobrą przyjaźń. To już rok 

Tłumy za pałacem i góra na która nie weszliśmy bo lęk wysokości.

Chaoyang

Houhai, czyli zmierzch nad jeziorem

Houhai

Hot Pot ;D

Grupa krwi A team czyli challenge uśmiechnę się do zdjęcia.



DZISIAJ ZOO!


wtorek, 15 lipca 2014

Garnek zdjęć









Slodko, gorzko.

Pierwszy raz od 21 lat nie mam pojęcia co napisać.
Czy powinnam zacząć od tego, co powiedziała wcześniej Martyna? Nie koniecznie. Wszystko już wiecie. Być może Bóg (a wierzę w tę instancję wyższą) chce sprawdzić jak bardzo dorosłe potrafimy być.
Otóż drodzy państwo, siedząc sobie teraz, kiedy wiem, że jutro będę miała znowu gdzie spać (choć nie koniecznie chce siedzieć Guo na chacie) że przeżywamy prawdziwą przygodę. Prawdziwą podróż życia nie tylko po Pekinie ale i w głąb siebie. Życie (stety-niestety) zmusza nas do wyborów.
Bo co byście zrobili będąc bezdomnymi obcokrajowcami w komunistycznym państwie, 8 tysięcy kilometrów od domu. Odpowiem wam. Będziecie chcieli przetrwać. Za małe pieniądze, gdziekolwiek znaleźć kąt do spania, do zjedzenia. Będziecie zmuszeni pytać nieznajomych po chińsku o pomoc. Będziecie musieli zacisnąć pięści i powiedzieć sobie- nie dam się.
Gdy w niedziele nasz laoshi odebrał nas ze stacji powiedział: musisz stawić czoła problemom, nie uciekać od nich. Być może robiłaś coś źle i o tym nie wiedziałaś, ale nikt nie chciał ci tego powiedzieć. Chcę, żebyście zostały w Pekinie, pomogę wam.
Ale nie miał racji. Nigdy nie powiedziałam że chce ucieć z Chin. Nigdy nie powiedziałam, że jestem bez winy. Jednak Chiny zmuszają mnie do radzenia sobie samej. W sklepie, w kinie, w supermarkecie. Po chińsku i po angielsku, jak potrafię, muszę przeżyć. I wiem, że jeśli tego nie zrobię, pożrą mnie. Zostawia na pastwę losu. A ja nie chce upadać, by zaprzepaścić swoje marzenie. Chcę upaść, by znowu wstać.
Używając brzydkich wyrazów au pair się może pocałować. Zostawili białą dziewczynę na pastwę losu samej w Pekinie, bo nie były to ich godziny pracy. Jednakże nie przewidzieli, że polka to charakter ogień i na pewno nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Znam swoją wartość, znam swoją cenę. Nie dam sobie dmuchać w kaszę, bo chińczycy chcą mnie zrobić w balona.
Dziś po lekcjach chińskiego rozmawiałam na ten temat z szefową naszej agencji. Nie zdziwił mnie ten fakt, że moja koordynatorka nic jej nie powiedziała na ten temat. Postarała się by mi pomóc, ale szukanie rodziny w Pekinie zajmie kilka dni, a pomysł intership exchange w Hubei nie za bardzo mi pasuje (Hubei, serio? 9 h pociągiem od Pekinu?). Więc co mam teraz robić? W sumie to nic. Martyna i jej uroczy grafik (chciałabym wam pokazac proszę bardzo, jak można ładnie załatwić cały dzień au pair, żeby nie mogla wyjść) TO JEST ŻART.
Na wstępie pragnę powiedzieć, że żeby dojechać do centrum potrzebuję minimum 1h drogi i dwóch przesiadek w metrze.
Ale po co ma gdzieś jeździć !
od 9 do 11 dzieci
od 14 do 18 dzieci
i od 19 do 20.30 dzieci
A teraz odliczcie godzinę dojazdy w jedna stronę z każdej martynowej przerwy i dodajcie, że musi być w domu przed 22 :)
TAK TO JEST RZECZYWISTOSC NA KTORA SIE NIE ZGODZILYSMY.
Za to w moim domu, rządził 7 latek, a moja koordynatorka była na tyle mądra, by mu uwierzyć.
Szkoda tylko, że nawet nauczycielka z ambasady chińskiej wiedziała, że David kłamie i szczerze współczuła mi opieki nad nim.
Okej, skoro nie chcecie żebym uczyła angielskiego (ani była bita i przedrzeźniania) przez 7-latka...
Pekin
nauczył mnie jednej rzeczy
OLEJ TO. Nie płacz, to nie pierwszy raz. Nie panikuj, to nie czas na utratę czystego myślenia.
Weź sobie rzeczy.
Uruchom znajomych, zadzwoń do Martyny.
Nie potrzebujesz czyjejś łaski, że daje ci marne tysiąc złotych na miesiąc
Wypij piwo na stacji metra, opierając sie o swój bagaż.
Kolejny etap podróży czas zacząć
a już wiem, że nie jest on ostatni.
Zaciskamy pięści, robimy co możemy, żeby "jakoś było" ale tak naprawdę tego nie chcemy.
Chcemy żeby było dobrze.
Bo jesteśmy uparte.
Bo jeśli się poddamy, to będzie nasz koniec.
Do Hong Kongu zostały 2 miesiące, do Korei 3, tak samo, jak do naszego powrotu.
"nie obiecujemy wam, gdzie wylądujemy-same tego nie wiemy"
widocznie los odczytał to zbyt dosłownie.
Bleti narysowała moje Chibi. Gdy spytałam, dlaczego mam założone ręce powiedziała: jesteś silną kobietą.
Jestem, a jeśli nie jestem to będę. A jeśli jestem juz silna, będę silniejsza.
I choć teraz jest ciężko i ręce nam opadają z żalu ze względu na różne sytuacje- od kłamiącego 7 latka do niesubordynacji agencji, wspominać będę te chwile jako cieżkę zdrowia w moim życiu. Za kilka miesięcy, będę się z tego śmiała i opowiadała swoich wnukom.
Oczywiście, jeśli spojrzeć na to, że uczę się życia na ulicach Pekinu, jedynym zdaniem puentą mogą być słowa Czecha, który mieszkał ze mną w hotelu.
"Chiny- jednego dnia masz mieszkanie, pieniądze i sławę.
Lecz nie masz pewności, że jutro wszystkiego nie stracisz."

Grasz? Bo ja na pewno do końca września gram. W grę zwaną "mam 21 lat, dwie walizki i jeśli świat nie będzie ze mną żyć w zgodzie, ja nie będę się starać żyć w zgodzie ze światem. Albo go zmienię, ale rozwalę."





Z przyjemniejszych rzeczy
 Guo zabija mi komary w pokoju i przynosi soczek. Dobry z niego chłopak. Dzisiaj nawet się obraził bo powiedziałyśmy, że nie możemy mieszkać u niego całe wakacje :)
Przez nasze słodko gorzkie przygody, poznałyśmy wielu cennych i kochanych znajomych. Doceniam to. Przez nich świat nie wydaję się wcale taki zły. A kurczaki z grilla calkiem pyszne, nawet jeśli już jesteś pełna, a musisz je zjeść.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Seria niefortunnych zdarzeń.

Cześć misiaki! To znów (dopiero) ja. Jest masa rzeczy które mogłabym opowiedzieć, tak wiele się tu dzieję. Większość z nich dotyczących au pair mogę podpiąć pod tytuł znanego filmu ' Seria Niefortunnych Zdarzeń'. Zaczęło się od nagłej rezygnacji mojej rodziny kilka dni przed wylotem, później rodzina Nany idealna na odległość-nie aż tak idealna do życia razem. Teraz obydwie żyjemy w tym naszych małych apartamentach, żyjąc z totalnie nieznajomymi sobie ludźmi, używając translatora gdy chcemy o coś zapytać. Bo ich angielski podstawowy który był wpisany w profilu rodziny, jest taki podstawowy jak mój rosyjski na którym byłam dwa razy.  Najbardziej co mnie boli to chyba mój brak grafiku. Kiedy o niego zapytałam, dowiedziałam się 'Twoja rodzina kocha Cię tak bardzo, że nie masz grafiku! Możesz być z dziewczynkami kiedy tylko chcesz!'. No świetnie ale ja też mam swoje życie i chęć odkrywania świata który jest dookoła mnie bo mimo wszystko za dwa miesiące już mnie tu nie będzie. A no tak, dwa miesiące. Nie słyszeliście? Kolejny zwrot akcji w naszym życiu w Chinach. Szukając au pair wszędzie jak tym gruubym, tłustym drukiem widniało 'Au Pair na okres 3 miesięcy/ 6 miesięcy lub 12 miesięcy'. Cóż. Podpisałyśmy z Naną umowę która mówi tylko o dwóch. Ciężko wyjaśnić całą sprawę Early Bird mówi 'Ah to na wszelki wypadek, gdyby były jakieś problemy (..) ' ale nawet nie zdajecie sobie sprawy jak się ucieszyłyśmy. Jasne, musimy teraz podziałać więcej, szukać couchsurfingu, może jakichś znajomych ale wolę ten ostatni miesiąc przebujać bo kogoś kanapach niż siedzieć tutaj i siwieć. Bo mimo tego, że dzieci azjatów są w większości przecudne gdy się na nie patrzy, jeśli o Chiny chodzi to całkiem inna sprawa. Oczywiście wyglądają tak samo, szkoda tylko, że charakter który kształtowany jest pod wpływem nadopiekuńczych rodziców wpływa na maluchy które robią się po prostu aroganckie, wredne, rozpieszczone, nadpobudliwe, samolubne (niepotrzebne skreślić lub potrzebne dodać). Nie wszystkie. Ale większość.
                  Update update - spokojna niedziela? Ależ skąd! Rano odbieram telefon - Nana informuje mnie, że David, którym się opiekowała powiedział swojej mamie, że mówiła, że go zabije. Oczywiście musi się natychmiast wyprowadzić. Agencja mimo praw w podpisanej umowie nie zapewnia jej noclegu, słyszy jedynie 'handle it by your own'. Nic piękniejszego niż bycie bezdomną polką w Chinach. Na szczęście w naszym życiu pojawiają się też i te dobre osoby. Telefon do przyjaciela geja, naszego guru, Jeffa niestety nie ma możliwości, więc próbujemy dalej. Nauczyciel Guo? 'Nie mogę Cię przenocować ale spotkajmy się, pomogę jak tylko mogę'. Odbieram Marzenę ze stacji, przeprawa metrem z walizkami, wysiadamy na stacji na której mamy spotkać się z Guo, otwieramy szybko piwa które kupiłam po drodze i zapalamy papierosy. W takich sytuacjach trzeba. Nawet nie wiadomo co zrobić - płakać ze złości czy płakać ze smutku? Zjawia się nasz Beijing Man, pakujemy się w samochód, krążymy szukając wolnych hosteli - jak na złość wszystko zajęte. Wtedy wyciągam asa z rękawa, z małymi obawami ale jesteśmy w takiej sytuacji, że próbować trzeba wszystkiego. W poniedziałek wracając z naszej małej popijawy spotkałam trzy osoby - pierwsze dwie w metrze, niestety obydwie nie z Pekinu, trzecia dusza, spotkana w taxówce którą brałam z mojej stacji. Guo, bo tak też chłopak ma na imię, ma 25 lat, komunikatywny angielski i ogólnie jest nadpobudliwy okazuje się naszym wybawieniem. Jego rodzice wynajmują pokoje, akurat jeden jest wolny, więc Marzena może tam bez problemu spać. Spotkanie umówione na 18stą pod stacją metra.
            Razem z naszym nauczycielem, jemy obiad a później, chyba dla uspokojenia myśli, bierze nas do Świątyni Nieba ( w której kiedyś pracował więc wejście mamy totalnie za darmo). Jest piękna, myśli uciekają nam troche od zmartwień, chodzimy, zwiedzamy, łapie nas nawet ulewa którą ze śmiechem kwitujemy 'Niebo za nas płacze'.
          Znów wsiadamy w metro, godzina drogi szybko mija nad snuciem planów 'a co później'. Mimo niecałej godziny spóźnienia, kochany Guo czeka razem z kolega. Jak to gentlemani biorą od nas walizki, wsiadamy w taxówkę i ruszamy do domu. Pokoik jest mały ale słodki, jeszcze słodsi są rodzice Guo którzy witają nas uśmiechem, częstują herbatą i zapraszają do salonu gdzie jedzą obiad, przy okazji zasypują pytaniami. Słodsi od tego wszystkiego są chyba nasi chłopcy, którzy porywają nas na prawdziwą ucztę i dzięki rozmowie zapominamy o tym co nas czeka jutro. Guo mówi, że mnie kocha, drugi przyjaciel którego imienia nie pamiętam ( czy on się w ogóle przedstawił?) wciska Nanie jedzenie pod nos. Uśmiecham się do siebie i zastanawiam, jak to jest, że mimo problemów trafiamy na tak dobre osoby? Jeśli to karma, to mam nadzieję, że dalej będzie do mnie wracać w takiej postaci.
         Leżę teraz w łóżku, jutro rano zajęcia chińskiego i prawdopodobnie wielka kłótnia z Early Bird. Bo może i jesteśmy dobrymi kobietami ale w kaszę sobie nie damy dmuchać. Trzymajcie kciuki! Na pewno się przydadzą.
         Au Pair - tak.
         Chiny - tak.
         Au Pair w Chinach - NIE.


                                                       Nasze szczęście w nieszczęściu.

piątek, 11 lipca 2014

Przyjemne tematy, część pierwsza, czyli męsko w Chinach.

Co nie co dla pań prosto w Chin, czyli faceci w Beijing oczami dwóch białych dziewczyn.

Postaram się to zrobić w formie pytań i odpowiedzi. Oczywiście, pytania zaczerpnęłam z wiadomych źródeł (choć nie tylko męskich)
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to kwestia stereotypów.
W tej sprawie mam wam wiele do powiedzenia.

Mianowicie, stereotypy ograniczają ludzi. Ograniczają pole widzenia, pole myślenia. Oczywiście, są potrzebne by wszystko miało swój kształt i granice, choć nie zawsze w słuszne sprawie wyznaczane.
My, kobiety, jesteśmy świetnym przykładem stereotypizacji. Jestem pewna, że wiele z was jadąc do Chin bałoby się, że nie spotka żadnego przystojnego mężczyzny :) Bo jak można nazwać przystojnym niskiego, żółtego chłopaka, który na pewno nie umie się dobrze ubrać i nie mówi po angielsku?
Tymczasem Chiny bardzo was zaskoczą jeśli choć na chwilę wyjdziecie ze swojej skorupki.
Poza tym, czy mi jako polce jest miło jechać za granicę i dowiadywać się, że jem ogórki zapijam je wódką, kocham różowy i lubię one night stand? :)

Ale oni są niscy....

Mam 163 więc z mojej perspektywy (a mam dość długą szyję) wcale niscy nie są. Mogłabym powiedzieć, że przeciętnie. Każdy z was chyba uczył się bilogii i wie, że każda rasa jest trochę inaczej zbudowana. Dla waszej (nie)wiedzy, azjaci są po prostu drobniejsi. Mają krótsze kości i inaczej się odżywiają.
Chociaż dzisiaj w parku grali w kosza i wcale nie byli niscy. Można rzec, że kiedy dostaliśmy piłką i chłopak przyszedł ją od nas zabrać z przepraszającym wyrazem twarzy, musiała zadrzeć głowę. Po za tym naprawdę ludzie muszą być wielcy, skoro mówią takie rzeczy.
Ale oni są żółci....

E.... powiedziałabym bladzi :) Maja definitywnie delikatniejszą cerę i (często) zadbaną. Wiesz co to krem do twarzy? No właśnie, oni używają takich magicznych staffów. Tadah! Btw nie ogarniam chodzenia z parasolką w upał, ale to nie ten poziom zaawansowania.
Ale oni mają "małe"...

Nie sprawdzałam, ale cieszę się, że inni ludzie maja rentgeny w oczach i wiedzą kto co ma w spodniach. Z kolei chciałabym mieć taki rentgen, żeby móc ocenić stereotyp panów z Europy :)
Do you speak english?
Chiński system nauczania jest ułomny jeśli chodzi o angielski (kilka lat pisania w szkole, zero praktyki) ale jeśli komuś zależy, to pokona góry by osiągnąć cel :) Definitywnie bogatsze warstwy społeczne ale i te średnie, mają na codzień kontakt z językiem i (jeśli) taką osobę spotkasz na swojej drodze życia, może uda ci się porozmawiać po angielsku o niebieskich chmurkach. Pod warunkiem, że będziesz miała odwagę zagadać- chińczycy są mega nieśmiali jeśli chodzi o europejki. Chcieliby, ale boją się popełnić gafę- przynajmniej ja to tak odbieram :)
Ale oni są dziwni z charakteru...

O, co to, to nie. Jako przyjaciele są MEGA życzliwi i kochani.Pomogą, pocieszą, pożartują (chińczycy mają chamskie żarciki, dlatego mi i Martynie tam bardzo dobrze! :D)
Wcale nie odbiegają od europejczyków, chociaż do dziewczyn mają kompletnie inne podejście. Panie, drogie panie, chińczycy mają w zwyczaju spełniać wszystkie zachcianki swoich wybranek ! :) Od drogich butów (wersja luksusowa) po kupowanie lodów (wersja studencka).
 Na dodatek zauważyłyśmy że (również) w Chinach, modne są tzn "couple things".
Co to "couple things"?
Jak poznać parę na ulicy? Czasami wcale nie muszą trzymać się za rękę i obściskiwać na każdym kroku, wymieniając swoje płyny ustrojowe (tak bardzo jestem na tak!)
Małe gadżety, przywieszki do telefonów, koszulki w ten sam wzór, bransoletki a nawet te same buty :)
Według mnie to bardzo uroczy sposób okazywania uczuć, a chłopak wcale nie musi być :manly: by uszczęśliwić swoją wybrankę.

A oni to.... oni to...
Więcej zarzutów co do chińczyków nie słyszałam no ale nie oszukujmy się, nie pierwszy i nie ostatni raz podobają nam się azjaci, czasem warto dać sobie szansę. Czasem warto ściągnąć klapki z oczu. Zwłaszacz, jeśli jedziecie do Beijing.
Gwarantuję wam, póki czegoś nie spróbujecie, nie dowiecie się, jak smakuje.

ps. BARDZO ALE TO BARDZO OSOBISTY WYWÓD więc w sumie to (jak pisałam poniżej w pierwszym poście) bardzo subiektywna opinia. Może dlatego, że w moim środowisku to normalne.

czwartek, 10 lipca 2014

Foty, foteczki.

Bardzo dobre lody wzięte w myśl zasady :ładnie wygląda. W środku jagody, masa budyniowa i nadzienie z zielonej herbaty. Miam!

Me w Joy City :) Szybkie zakupy, bardzo ładna dzielnica.

Basi z nowymi staffami i kolejnym wachlarzykiem- ich w Chinach nigdy za wiele!

Zachód słonca- tak rzadko widziany w Pekinie w parku Chaoyang.

My i nasz laoshi Guo, który zabrał nas na krewetki i piwo :D 

Kurczacek, kawałek Martyny, bbq i lemioniada z melona która smakowała jak Ludwik :D

Qianmen.

Gdzieś niedaleko Qianmen, pierwsze dni w Beijing skwar, skwar i jeszcze raz skwar.

Nie wyraźny nocny Pekin, My tez niezbyt wyraźnie wtedy byłyśmy- prosimy o wybaczenie :D

Jedwabniki i skorpiony na patykach. Tak- widziałysmy to pierwszy i ostatni raz :D only for tourist, powiedział Jeff. Powodzenia :D

Dzisiaj muzycznie 2PM w wersji wakacyjnej, enjoy :)

wtorek, 8 lipca 2014

Dlaczego Kai pokochałby Chiny oraz kilka mitów wyciągniętych spod szafy.

Odpowiadając na listy do redakcji.

Dlaczego chińczycy tak głośno mówią?

Hm.... sama się nad tym zastanawiałam, ze względu na to, jaką renomę mają w Europie (głośno, brudno i ogólnie barbarzyńsko). W Chinach ta "głośność" ma swój urok. Restauracja nie jest dobra, jeśli nie jest w niej głośno. Miejsce nie jest popularne, jeśli jest tam mało ludzi. Na dodatek w południowej części Chin (tej mało europejskiej) nie rzuca się to tak w oczy.
Pytanie brzmi jedynie, czy chcemy jadąc do Chin, zobaczyć w nich Europę. Jeśli tak się wam zdarzy, możecie nawet nie rezerwować biletu.
Btw. jak można mówić cicho, kiedy w grę wchodzą tony? :) Mówienie z tonami jest dość głośną rozrywką.


Oppa oppa everywhere
Dla fanów Kim Soo Hyuna
Powinniście się tu wybrać- on jest wszędzie
Czy jadłam psa?
Nie, nie zamierzam. Nie wiem gdzie jedzą psy. Przeważnie widzę, jak je wyprowadzają na spacery do parku. Kai z EXO powinien zmienić swoje obywatelstwo.... ONI KOCHAJĄ PUDLE. Małe duże kudłate czekoladowe, biale, z różowymi uszami, chude, grube, pudla, kilka pudli, miliard pudli. PUDLE WSZĘDZIE. Z tego co widziałam mają dużo zwierząt. Ja u siebie w domu mam dwa żółwie, tarantule (mówię poważnie) rybki a w domu babci mojego malucha jest jego kot, tzn kotka, tzn gruba berta xD

Hello my new friend.

Czy ciężko się przestawić na Chiny?
Zacznijmy od najważniejszego szoku w naszym organiźmie- temperatury.
Jest duszno, mega duszno i gorąco. Gdy pierwszy raz wyszłyśmy na zewnątrz, czułam się jak we wnętrzu kociołka Panoramixa. Teraz bardziej toleruję temperatury, 32 stopnie nie jest tak straszne, o ile wieje chłodny wiaterek albo niebo zakryte jest smogiem (promienie słoneczne, zero wiatru i wysoka temperatura to istna sauna w Beijing)
Druga sprawa to dogadywanie się.
Bez chińskiego ani rusz. Nawet jeśli chodzi o podstawowe zwroty typu : gdzie co jest? Jak tam dojść?
Bez przewodnika nie wychodź z domu. O ile metro da się ogarnąć, Beijing jest ciężko jeśli chodzi o rozmieszczenie atrakcji turystycznych. A przecież bez chińskiego dłuuuugoo będziesz szukać kogoś, kto będzie w stanie ci coś wytłumaczyć (i tak w koło Macieju)
Trzecią sprawą jest umiejętność spakowania walizki.
Chusteczki, dużo podkoszulek, krótkich spodenek, przewiewne i lekkie rzeczy, coś na wodę (woda, woda i jeszcze raz woda). Dobry prowiant kosmetyczny i pamięć, pamięć, pamięć o kwestii picia wody z kranu (wczoraj się na to nacięłam, nie polecam xD) oraz łazienek publicznych (tak, są kucane, tak, nie ma drzwi ani żadnych ścianek oddzielających, tak, czasem musisz z nich skorzystać)
Nie stać mnie było na takie słonika jak byłam mała ;(

Czwarta sprawa to kultura
O ile dla nas nie można tego nazwać kulturą, w Chinach jest pod tym względem wolna amerykanka.
Z dziwniejszych zakazów, nie można wysiadać z samochodu z lewej strony (jest to surowo zabronione) oraz możesz rozrzucać całe resztki z jedzenia wokół talerza (tak, ktoś to posprząta, po co się męczyć). Dla ludzi wrażliwych- palą wszędzie. Dla jeszcze wrażliwszych- plują wszędzie. Dla nieuważnych- powodzenia z przechodzeniem przez ulicę. W Chinach to prawdę wyczyn.

Z przyjemniejszych szoków kulturowych, które przeżyłam z uśmiechem na ustach-  ludzie.
Co taka biała wie o ludziach?
Względnie niewiele. Moje osiedle to białe osiedle- apartamentowce, dużo niemców, amerykanów i innego rodzaju ludzi białej rasy.
Zawsze po pracy, wychodzę z tego osiedla najszybciej jak się da. Dlaczego?
Dlatego, że przechodzę przez ulicę i wkraczam w inny świat. Siadam w pięknym parku, do którego prowadzi bogato zdobiona, podświetlona brama. Wokół gra muzyka, ludzie tańczą, dzieci jeżdżą na rolkach (albo chociaż próbują) a kompletnie randomowi kolesie, którzy jeżdża na poziomie pro, łapią dzieciaki za ręcei wydurniają się z nimi. Całe rodziny puszczają latawce wysoko w powietrze. Gdy zachodzi słońce, diody na ich skrzydłach mienią się na niebie. Robi się przyjemnie chłodno. Dzieci uśmiechają się do mnie i mówią hello. Rodzice patrzą na mnie z uśmiechem.
Południe Beijing
"Biała" północ, czyli moje osiedle

Wiele z nich wygląda na zdziwione. Co robi jedyna biała w parku, skoro po drugiej stronie jest cała masa ludzi, jak ona?
No właśnie. Czuje, że w środku robię się żółta.
Oddycham Pekinem.
Kocham nim oddychać.


sobota, 5 lipca 2014

Ile Chin w Chinach?

W końcuuu! Moje modlitwy i błagalne zawodzenia widocznie poruszyły niebiosa i mam rodzinke^^ Bardzo fajną rodzinkę ^^ Dzisiaj nawet dostałam od host mamy (niestety, nie anglojęzycznej) komplement, że rozumie mój chiński a David powiedział obrażony: po co się uczysz chińskiego, już go umiesz! (okej chciałeś się bawić, wiem)
Jeśli tak można nazwać cztery słowa na krzyż (BARDZO WAŻNE) i szybkie codzienne powtórki typu:
jak zamówić w restauracji nie ostre jedzenie?
jak targować się o żarcie? (muszę sama się karmić, AH)
jak poprosić kelnera o pałeczki (serio nie chcę jeść łyżką. Łyżką, chińszczyzne? Pan oszalał, pan daje pałeczki!)
jak przejść przez ulice żeby nie zginąć?
jak spytać o drogę?
jak spytać host mamy czy mogę wyjść zjeść oraz jak spytać o drogę/adres/samopoczucie?
lvl:nana

Ale może coś więcej o mojej rodzinie.
Mieszkam w Beijing, na dzielnicy niedaleko parku, w północno-zachodniej części miasta.
Dzisiaj o 7 obudził mnie David, moje 7 letnie, (nie) szczęście z ADHD i zwyczajem robienia puppy eyes, gdy czegoś chce a wie, że tego ode mnie nie dostanie. Nie ze mną te sztuczki David, nie trafiłeś dobrze na nauczycielkę. Tak na nauczycielkę, bo codziennie oprócz soboty mam z nim zabawy i zajęcia od godziny 13 :)
David ma swoją nianię, czasem rozmawiam z nią po chińsku/pseudochińsku. Przesympatyczna kobieta, robi prawo jazdy (auntie, fighting!) David cyrkowe dziecko. Pełne energii, wychowane w chińskim systemie wartości (jak to może być dla ciebie drogie? nie masz pieniędzy? ekhem... nie oszukujmy się lekko rozpieszczone) ale CUDOWNE. I jego angielski.... nie wiem, czy kiedykolwiek poznam 7 latka, który tak świetnie włada drugim językiem. Potrafi się kłócić, tłumaczyć, wszystko na raz, wkurzać mnie i wszystko w Davidzie. :)
Moje kochane (nie) szczęście i kawałek niani i Charlotte :)

Jutro w końcu spotkamy się z Martyna (ufff chyba szybciej nam było pojechać do siebie w Polsce te 4 godziny niż w Beijing te 30 minut) trzeba coś wypić. Przy okazji oblać nasz pierwszy tydzień w Chinach. :D
Choć Martyna tęskni się za Japonią więc sama zaczęłam się nad tym zastanawiać, hm. Dla mnie nie ma porównania. Japonia jest bardzo harmonijna, ludzie są harmonijni. Ludzie tworzą miejsca, tworzą państwa. Gdyby któś z was chciał jechać (lub był) już wie, że w Chinach bardzo to widać. Miejsc, kraju, spotkań nie tworzy państwo i ustrój, ale ludzie. Chiny to ul. Ul dla ludzi. Ten ul nauczył mnie kilku rzeczy.
 Zawsze, ale to zawsze trzeba walczyć o swoje, być silnym. Nie poddawać się choć nie wiadomo jak ciężko jest przystosować. Nauczyłam się też doceniać to, co mam w Polsce. Słońce, czyste niebo, rodzinę- Beijing może i wielkie miasto ale ludzie bardzo samotni, chociaż razem tworzą coś niesamowitego. Czy ktoś z was wyobraża sobie kilku milionowe miasto, które robi coś razem? W którym każdy jest komórką większego organizmu, w  którym każdy ma swoje miejsce? To jest Beijing. Jeśli jesteś biedny, jeśli jesteś bogaty, każdy ma swoja komórkę.

Odbiegając od tematu, mieszkam nieopodal parku. Jest pięknym miejscem, w którym można odetchnąć pełną piersią od miejskiego zgiełku. Ludzie tańczą, jeżdżą na rowerach, karmią dzieci, spacerują, rozmawiają.
I ja również tam odpoczęłam. Przechodząc się między alejkami, słuchając muzyki z głośników w parku, patrząc na ludzi, zdałam sobie sprawę ile przeszłyśmy obydwie przez ostatni tydzień.
Oczywiście, żeby tu być, zrobiłabym to jeszcze raz. Nie żałuję, bo to moja decyzja. A uważam, że człowiek nie powinien żałować swoich decyzji skoro same je podejmuje.

WIELKIE PS.
Amerykanie zawsze będą amerykaninami. Ja wszystko rozumiem, ale ja nie jade do Chin, żeby robić kotlety mielone z ziemniakami, ale to nie tyczy się widocznie amerykanów. Oni nawet w środku osiedla potrafią zrobić barbeque i zachowywać się naprawdę głośno. Raz zjadłam tu europejskie jedzenie 3 razy droższe niż chińskie, zatrułam się xD Dzisiaj kupiłam chleb, jest niezjadliwy a kosztowal tyle ile porządny obiad za moim oknem. Pan ładny kelner który dzisiaj się zakładał że poprosi mnie o numer (tak, ta biała która je pałeczkami rozumie, mam nadzieję, że jutro weźmiesz ten numer i odzyskasz 20 yuanów ;) zdziwiłby się.
Serio, jedziesz do Hiszpanii, żeby jeść kiełbasę? Jedziesz do Polski, żeby jeść sałatkę grecką?
I TE ICH TONY W CHIŃSKIM
, WIECZNIE
, NIEŚMIERTELNIE
 ZŁE.
Tip życia: jakkolwiek obleśnie nie wygląda knajpka, nie idź do restauracji. Wejdź do tej knajpki, gdzie jest brudno, jest dużo ludzi. Jedzenie jest boskie, TANIE. 
Mały minus ciężko dogadać się po angielsku. Odradzam restauracje. Są kosztowne, a jedzenie takie sobie. Jednym słowem- street food w Chinach jako sposób na przetrwanie za grosze. Smaczne przetrwanie.
Trochę chińskiej muzyki na dobre zakończenie dnia ^^

XoXo Marzena

piątek, 4 lipca 2014

Zdjęcia, zdjęciunia.

Nasz orszak pożegnalny, Jola była jak Lay- pojawiła się i zniknęła znikąd. Kochamy Cię Jolu.
We are one, not like EXO, WE ARE OXE! Gryzaczku dziękujemy za wsparcie kanapowe wizy oraz kochamy nasze słodkie maknae i starego różowego człowieka za wszystko <3
Pierwsze chińskie ulice odkrywane przez nas. Pierwsza baozy.
Trzeba było potęsknić za Japonią w podróży do koreańskiej dzielnicy, która nie istniała.
Martyna bardzo głodna, bardzo sushi.

Om nom nom nadziewane kremem czekoladowym mochi, wyjdźcie za mnie.


Tak to prawda, szampan ruski za około 30 zł.
You think it's a fuckin' game? 
Pierwsze i ostatnie noce jako turystki w Beijing. Piękne jezioro przy którym było MASE knajpek z pijanymi studentami i nie tylko jedym słowem, druga strona imprezowej dzielnicy Beijing.


Więc Martyna znalazła swoją rodzinę....

I ja swoją...

Co dalej? :)