wtorek, 15 lipca 2014

Slodko, gorzko.

Pierwszy raz od 21 lat nie mam pojęcia co napisać.
Czy powinnam zacząć od tego, co powiedziała wcześniej Martyna? Nie koniecznie. Wszystko już wiecie. Być może Bóg (a wierzę w tę instancję wyższą) chce sprawdzić jak bardzo dorosłe potrafimy być.
Otóż drodzy państwo, siedząc sobie teraz, kiedy wiem, że jutro będę miała znowu gdzie spać (choć nie koniecznie chce siedzieć Guo na chacie) że przeżywamy prawdziwą przygodę. Prawdziwą podróż życia nie tylko po Pekinie ale i w głąb siebie. Życie (stety-niestety) zmusza nas do wyborów.
Bo co byście zrobili będąc bezdomnymi obcokrajowcami w komunistycznym państwie, 8 tysięcy kilometrów od domu. Odpowiem wam. Będziecie chcieli przetrwać. Za małe pieniądze, gdziekolwiek znaleźć kąt do spania, do zjedzenia. Będziecie zmuszeni pytać nieznajomych po chińsku o pomoc. Będziecie musieli zacisnąć pięści i powiedzieć sobie- nie dam się.
Gdy w niedziele nasz laoshi odebrał nas ze stacji powiedział: musisz stawić czoła problemom, nie uciekać od nich. Być może robiłaś coś źle i o tym nie wiedziałaś, ale nikt nie chciał ci tego powiedzieć. Chcę, żebyście zostały w Pekinie, pomogę wam.
Ale nie miał racji. Nigdy nie powiedziałam że chce ucieć z Chin. Nigdy nie powiedziałam, że jestem bez winy. Jednak Chiny zmuszają mnie do radzenia sobie samej. W sklepie, w kinie, w supermarkecie. Po chińsku i po angielsku, jak potrafię, muszę przeżyć. I wiem, że jeśli tego nie zrobię, pożrą mnie. Zostawia na pastwę losu. A ja nie chce upadać, by zaprzepaścić swoje marzenie. Chcę upaść, by znowu wstać.
Używając brzydkich wyrazów au pair się może pocałować. Zostawili białą dziewczynę na pastwę losu samej w Pekinie, bo nie były to ich godziny pracy. Jednakże nie przewidzieli, że polka to charakter ogień i na pewno nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Znam swoją wartość, znam swoją cenę. Nie dam sobie dmuchać w kaszę, bo chińczycy chcą mnie zrobić w balona.
Dziś po lekcjach chińskiego rozmawiałam na ten temat z szefową naszej agencji. Nie zdziwił mnie ten fakt, że moja koordynatorka nic jej nie powiedziała na ten temat. Postarała się by mi pomóc, ale szukanie rodziny w Pekinie zajmie kilka dni, a pomysł intership exchange w Hubei nie za bardzo mi pasuje (Hubei, serio? 9 h pociągiem od Pekinu?). Więc co mam teraz robić? W sumie to nic. Martyna i jej uroczy grafik (chciałabym wam pokazac proszę bardzo, jak można ładnie załatwić cały dzień au pair, żeby nie mogla wyjść) TO JEST ŻART.
Na wstępie pragnę powiedzieć, że żeby dojechać do centrum potrzebuję minimum 1h drogi i dwóch przesiadek w metrze.
Ale po co ma gdzieś jeździć !
od 9 do 11 dzieci
od 14 do 18 dzieci
i od 19 do 20.30 dzieci
A teraz odliczcie godzinę dojazdy w jedna stronę z każdej martynowej przerwy i dodajcie, że musi być w domu przed 22 :)
TAK TO JEST RZECZYWISTOSC NA KTORA SIE NIE ZGODZILYSMY.
Za to w moim domu, rządził 7 latek, a moja koordynatorka była na tyle mądra, by mu uwierzyć.
Szkoda tylko, że nawet nauczycielka z ambasady chińskiej wiedziała, że David kłamie i szczerze współczuła mi opieki nad nim.
Okej, skoro nie chcecie żebym uczyła angielskiego (ani była bita i przedrzeźniania) przez 7-latka...
Pekin
nauczył mnie jednej rzeczy
OLEJ TO. Nie płacz, to nie pierwszy raz. Nie panikuj, to nie czas na utratę czystego myślenia.
Weź sobie rzeczy.
Uruchom znajomych, zadzwoń do Martyny.
Nie potrzebujesz czyjejś łaski, że daje ci marne tysiąc złotych na miesiąc
Wypij piwo na stacji metra, opierając sie o swój bagaż.
Kolejny etap podróży czas zacząć
a już wiem, że nie jest on ostatni.
Zaciskamy pięści, robimy co możemy, żeby "jakoś było" ale tak naprawdę tego nie chcemy.
Chcemy żeby było dobrze.
Bo jesteśmy uparte.
Bo jeśli się poddamy, to będzie nasz koniec.
Do Hong Kongu zostały 2 miesiące, do Korei 3, tak samo, jak do naszego powrotu.
"nie obiecujemy wam, gdzie wylądujemy-same tego nie wiemy"
widocznie los odczytał to zbyt dosłownie.
Bleti narysowała moje Chibi. Gdy spytałam, dlaczego mam założone ręce powiedziała: jesteś silną kobietą.
Jestem, a jeśli nie jestem to będę. A jeśli jestem juz silna, będę silniejsza.
I choć teraz jest ciężko i ręce nam opadają z żalu ze względu na różne sytuacje- od kłamiącego 7 latka do niesubordynacji agencji, wspominać będę te chwile jako cieżkę zdrowia w moim życiu. Za kilka miesięcy, będę się z tego śmiała i opowiadała swoich wnukom.
Oczywiście, jeśli spojrzeć na to, że uczę się życia na ulicach Pekinu, jedynym zdaniem puentą mogą być słowa Czecha, który mieszkał ze mną w hotelu.
"Chiny- jednego dnia masz mieszkanie, pieniądze i sławę.
Lecz nie masz pewności, że jutro wszystkiego nie stracisz."

Grasz? Bo ja na pewno do końca września gram. W grę zwaną "mam 21 lat, dwie walizki i jeśli świat nie będzie ze mną żyć w zgodzie, ja nie będę się starać żyć w zgodzie ze światem. Albo go zmienię, ale rozwalę."





Z przyjemniejszych rzeczy
 Guo zabija mi komary w pokoju i przynosi soczek. Dobry z niego chłopak. Dzisiaj nawet się obraził bo powiedziałyśmy, że nie możemy mieszkać u niego całe wakacje :)
Przez nasze słodko gorzkie przygody, poznałyśmy wielu cennych i kochanych znajomych. Doceniam to. Przez nich świat nie wydaję się wcale taki zły. A kurczaki z grilla calkiem pyszne, nawet jeśli już jesteś pełna, a musisz je zjeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz