środa, 2 lipca 2014

Czarne scenariusze au pair w Chinach, czyli 30 godzin to mało.

Mam piękny pokoik, z widokiem na góry w Jixian. Pod moim blokiem, a można powiedzieć, że domem bo jest ogromny, jeżdżą ludzie na rowerach, bawią się dzieci, w oddali pracuje koparka, budując nowe budynki na tym luksusowym osiedlu.
Kto by pomyślał, że będzie mi tu źle?
W następny wtorek opuszczę to miejsce, w migracji do nowej rodziny do Beijing.
Powód?
Trzeba by zacząć od początku.
Poniedziałek był bardzo gorącym dniem. Słońce prażyło niemiłosiernie, a my siedziałyśmy w agencji- nie wyspane, głodne. Moja host mama miała mnie odebrać około godziny 10 z hotelu, więc nasza koordynatorka zabrała Martynę do biura a ja miałam czekać na przyjazd rodziny.
Niestety, Jay zachorował i Martyna, która przybiegła cała zdyszana do hotelu, zabrała mnie z powrotem do agencji. Po rozmowach z koordynatorkami zrozumiałam, że jednak źle wygooglowałam gdzie jest Jixian i że jednak będę na obrzeżach Tianjin.
Ok, pomyślałam, pełna nadzieji na szybkie połączenie z Beijing w dni wolne (z Tianjin do Beijing jedzie się jedynie 30 minut pociągiem).
Jednak rzeczywistość uderzyła mnie już tego samego dnia i to bardzo mocno. Kiedy wsiadłam do samochodu wiedziałam już, że coś nie gra. Jechaliśmy bardzo długo, a dziecko wcale nie wyglądało na 3 lata i miałam rację, Jay ma 5 lat. Jest bardzo ciekawski i (to nie nowość w Chinach) kompletnie rozpieszczony. Chociaż dla mnie jako swojej jiejie (siostry) jest miły, bije rodziców i strasznie przeszkadza. Całą drogę spędził na moich kolanach pytając o wszystko w samochodzie (jak jest szyberdach? Albo tapicerka? Tak tak, to jest potrzebne do bycia au pair przy Jayu!) na dodatek gdy nie potrafiłam odpowiedzieć na jego pytania, host mama krzywo na mnie patrzyła. Po chwili rozmowy powiedziała, że mój angielski ma rosyjski akcent i nie potrafi mnie zrozumieć. Przemilczałam to, choć była świadoma konsekwencji- nigdy się z nią nie dogadam.
Szybko wyjaśniła mi w drodze do Jixian, że będę jej "dużo" pomagać bo Jay nie chodzi do szkoły, ale od września dostanę dużo wolnego. Chciałam baaardzooo, ale to bardzooo spać, ale zabroniła mi spać w samochodzie, bo Jay wiercił się na moich kolanach.
Jak mam reagować na dziecko, które nie zna słowa nie?
Przyjechalismy stosunkowo późno. Czasu wystarczyło tylko na odwiezienie mnie do domu (mieszkam sama w willi, w nocy jest tu naprawdę strasznie i szczerze boję się tutaj spać sama) i pokazanie jak mogę zagotować sobie ciepłą wodę.
Następnego dnia bawiłam się z Jayem od 8 rano. Cały czas byłam porównywałam do Kelly, która była au pair Jaya do maja 2014 roku.
Przełknęłam ślinę i dawałam z siebie wszystko. Rozmawiałam z nim po angielsku, pytałam go o różne rzeczy, bawiłam się. Po 6 godzinach (możemy pracować tylko 30 w tygodniu) chciałam iśc do domu ale HOLA AMIGO. Jak to iść do domu? Spytała host mama. Dam ci więcej pieniędzy, jeśli będziesz więcej pracować, Kelly w ogóle nie wychodziła, cały dzień bawiła się z Jayem, wieczorami się uczyła, ona nigdzie nie wychodziła.
Powiedziałam, że nie chce pieniędzy i że chcę odpocząć. Odwiozła mnie obrażona do domu. Później przyjechała po mnie godzine przed czasem i powiedziała: jesteś tu nieszczęśliwa?
Ja? Nieszczęśliwa? Trudno określić to po jednym dniu. Od Martyny dowiedziałam się, że moja host mama zdążyła już zadzwonić do agencji i "poskarżyć się na mój angielski".
Odpowiedziałam jej, że nie wiem i że w dni wolne chce jeździć do Beijing albo chociaż wychodzić z domu.
I nagle napięcie między nami, więź (nie) zrozumienia pękła.
Host mama zadzwoniła do agencji i powiedziała mi, że ja nie chce tutaj mieszkać i że musze zmienić rodzinę bo nie chcę być w Jixian.
Na pytanie dlaczego mówili mi, że to Tianjin, odpowiedzieli, że jedynie sobie żartowali.
Mało smaczny żart, zwłaszcza, że naprawdę nie potrafię siedzieć w miejscu a przy tej rodzinie nie mam czasu na wyjście nawet na spacer.
Pracowałam od 8 do 20, co daje mi 12 godzin. Dzisiaj również będzie ich koło 12, więc od jutra do niedzieli powinnam mieć wolne. Nie zgodziłam się na takie traktowanie. Skoro sama powiedziała, że chcę zmienić rodzinę (powiedziałam jedynie, że nie wiem, reszte moja host mama dodała sobie sama) to niestety, muszę to zrobić. Na dodatek, może trafię do ludzi którzy wiedzą co to grafik i się go trzymają.
Wieczorem, w rozmowie tekstowej na skype, zostałam nazwana rozpieszczoną panienką, której jedynie zabawa w głowie. Powodem mojego przyjazdu do Chin jest teoretycznie chęć zabawy a nie pracowania. Wychodzenie=zabawa=cały dzień wolny wg mojej host mamy. Jedyne czym chciała mnie skusić to pieniądze, lecz ja nie chce pieniędzy.
Rzekła obrażona, że zapłaci mi za ten tydzień i że już napisała do agencji i swoich krewnych czy nie mają dla mnie rodziny, że "powinnam być teraz szczęśliwa".

Już 3 dzień tu jestem. Jem, śpię, bawię się z Jayem. Czy tak miał wyglądać mój wyjazd au pair?
Mimo tego, że ryzykuję zmieniając rodzinę (na jaka trafię tym razem?) oraz że jeśli jej nie znajdę, grozi mi powrót do Polski, nie poddam się. Nie dam się wykorzystywać, a przede wszystkim nie będę pracowała 12 godzin dla kogoś, kto obraża mnie i moich rodziców. Rozpieszczona? Moja host mama karmi swojego 5 letniego syna, na dodatek gdy boli go brzuch, daje mu do jedzenia cukierki, bo on tak chce. Serio? :)

XoXo, Marzena

2 komentarze:

  1. Uhhh, Straszne >.< Chińczycy mają tragiczną opinię jeśli chodzi o słowność, punktualność i terminy. Znajomy, który mieszka tam od lat zawsze mi powtarza, żeby wszystko co Ci Chińczycy obiecują dzielić przynajmniej przez dwa, bo to kombinatorzy >.< Widzę, że ta zasada nadal obowiązuje. Masakra. Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Ania! Jak na ogół mówi się, żeby nie wierzyć w stereotypy tutaj wszystko jest zgodne z prawdą. Dzięki za trzymanie kciuków - na pewno się przyda!:)

    OdpowiedzUsuń