wtorek, 22 lipca 2014

Podsumowanie naszego miesiąca w stolicy państwa środka.




Dużo rzeczy zdążyło nas spotkać przez ten miesiąc (a to jeszcze nie koniec!).
Dobrych, złych, życiowych, szokujących. Miliony smaków które cisną mi się na język gdy chcę napisać tę notkę.

Update co do naszej pozycji wygląda tak, że w poniedziałek jesteśmy zmuszone opuścić Chiny (brak wizy)
Martyna powiedziała do widzenia swojej rodzinie. Przepracowane 3 tygodnie. Dostała na rękę 700 yuanów, co jest równowartością około 350 zł.  Obydwie niezbyt z tego tytułu zadowolone, ale wolne. Wolność to piękne słowo.
Zwłaszcza, jeśli przez ostatni miesiąc życia nikogo nie obchodził twój czas wolny, ani plany jakie sobie przyszykowałaś. Za "marne" 700 yuanów... Nawet za 2 000 nie opłaca się nikomu niszczyć sobie psychiki ani wakacji, więc au pair mówimy stanowcze nie.
Mimo naszych problemów finansowych ścisnęłyśmy nasze kieszenie i zmierzamy do swojego następnego punktu podróży (szybciej niż się spodziewałyśmy) czyli.... JEDZIEMY DO KOREI.
W Korei oprócz zwiedzania (miesiąc w Seoulu?) będziemy szukały też pracy dorywczej, więc czujemy obydwie, że przed nami nowe doświadczenia w pojedynku z Azją. Można by powiedzieć na razie, że etap Beijing part 1 został zakończony "sukcesem", a mianowicie biletem do Korei.

Wszystko, co można by tu napisać...
jest tego zbyt wiele.
Od złych stron, po mocne, Chiny pod względem etnicznym, kulturowym i cenowym są przerażająco zróżnicowane. Nie wiem czy poleciłabym wycieczkę do Chin rodzinie z dwójką dzieci, albo ludziom o słabych nerwach. To kraj dla samotnych, silnych charakterem ludzi którzy nie brzydzą się, nie boją nie marudzą i nie myślą zbyt wiele nad rzeczywistością jeśli wiedzą, że musza ją zaakceptować.
Jak już pisałam, Chiny potrafią "zjeść" człowieka.
Choć tuż przed wyjazdem wydawało się nam, że wiemy cokolwiek o tym kraju na tyle, żeby sobie poradzić w trudnych sytuacjach.
O jak bardzo się myliłyśmy.
Myślałyśmy, że zaskoczymy Chiny naszą wiedzą, tym czasem to Chiny nas zaskoczyły.

Minusy, minusiki.

Zacznę od minusów, bo wolę skończyć ten post miłymi rzeczami (to co na końcu najbardziej zostaje w pamięci ;)
-szok
plucie, picie, palenie, brud.

Jeśli ktoś z was nadal uważa, że wszyscy w Chinach znają angielski, bardzo ale to bardzo się myli. Być może ciężko nam oceniać ten stan.
Ciężko byłoby mi wyjaśnić, dlaczego tak twierdzę.
2 minuty w painticie i krótkie wyjaśnienie.
To nie żart. Na Tongjinanlou jesteśmy jedynymi białymi myślę, że aż do stacji przesiadkowej 8 przystanków dalej. 
Z kolei mieszkanie z europejczykami też nie należało do najprzyjemniejszych. Jeśli myślicie, że swój swojemu pomoże to się grubo mylicie :) Chińczycy są bardzo dumni, ale myślę, że Europejczycy w Chinach są o wiele gorsi. 
Dlaczego?
Ludzie nie potrafią sie przestawić. Próbują zmieniać nurt rzeki, próbują zmieniać Chiny. 
Chiny zmodernizowane, czyste, jak najbardziej jestem za- ale to nie Paryż, to nie Tokyo. 
To kraj o bogatej historii i znaczeniu dla świata ale też stary, brudny i mający swoje prawa. Dlaczego ludzie którzy jadą tutaj (co najlepsze mieszkać na stałe) tak bardzo chcą by wszystko było jak im zagrają. :D Śmiejemy się z muzułmanów? Ale w naszej dzielnicy czasem czuje się jak intruz, przed którym rodziny chowają dzieci. 
Ludzie plują, piją i dzielnie znoszą 40 stopni upału, ale ci ludzie też tańczą wieczorami w parku, wychodzą wieczorami z rodzina na kolacje, grają w szachy na ulicach i próbują swoich sił mówiąc do nas hello gdy wsiadamy do rikszy :D
Podsumowując jeśli nie potrafisz zaakceptować tego, że nie wszędzie będziesz panem świata bo jesteś biały, że nie wszędzie usiądziesz sobie na WC ani nie wszędzie będą mówili po angielsku, Chiny to dobry pomysł wakacyjny dla ciebie-  ale tylko na zwiedzenie atrakcji turystycznych i powrót. 
-papiery, papiery i jeszcze raz papiery

Na wszystko trzeba mieć papiery. Meldowanie tymczasowe, wchodzenie na paszport do muzeum, trzymanie przy sercu karty pobytu stałego, kontrole na metrze (muzułmanie?) i przy wchodzeniu do ważniejszych punktów turystycznych.
Minus, ale i bardzo dobry przykład, jak dmuchać na zimne. 
Niecały tydzień przed tym, jak samolot rozbił się na Ukrainie (wszyscy mega się zmartwili, że Polska jest tak blisko i że to niebezpieczne wracać. Trochę w tym racji- boję się lecieć nad strefami spornymi) w Chinach muzułmanie podpalili autobus. Z ludźmi w środku. 
Gdy patrzę na takie i na więcej takich akcji, z chęcią wrzucam swoją torbe na "prześwietlenie" bo to daje mi (jakieś, jakiekolwiek, badź złudne) poczucie bezpieczeństwa.

- chińska mentalność załatwiania CZEGOKOLWIEK

Mega duży minus o którym się już rozpisywać nie będę. Wystarczy wspomnieć historię Early Bird. Co prawda znaleźli mi rodzinę- szkoda, że zbyt późno, by dało sie przedłużyć wizę na miejscu. Zbyt późno, by mieć z tego tytułu jakiekolwiek pieniądze.

- beeep beeep bap bap

Przechodzenie przez ulicę w Pekinie, jeżdżenie tu samochodem.... dla prawdziwych twardzieli. Nie raz samochód mnie chciał zabić. Będzie chciał zabić i was. Oni nie zatrzymują się na przejściu tylko zwalniają. Odradzam szpilki do biegania po ulicach, zwłaszcza w centrum. Masa samochodów, ludzi. Pipczenia na inne samochody, na siebie, na przechodniów na stojące kwiatki na pobliskim parapecie.

Plusy i rzeczy za które kocham Pekin

-"hello"

Czyli robienie nam zdjęć :D Z Martyna kompletnie nie mamy z tym problemu- jeśli chcecie okej, chodźcie, zrobimy sobie zdjęcie razem :D
Nawet nie wyobrażacie sobie tych szczęśliwych chłopaków, którzy nie muszą nas obserwować niczym stalkerzy i "pisać sms" wyjątkowo wysoko trzymając telefon, byleby zrobić nam zdjęcie.
Czuję się wtedy egzotycznie, śmiesznie i ciepło na sercu. Jak oni dla nas są atrakcją, tak i my jesteśmy dla nich.
Może czas zacząć sobie robić zdjęcia z Chińczykami? Nasza galeria byłaby spora.

-"Sprzedam ci dusze za 10 yuanów"

Targowanie się targowanie i jeszcze raz targowanie. Targuj się wszędzie, gdzie nie ma cen, wszędzie gdzie są ceny i wszędzie gdzie... chcą cię zrobić w balona.
W takich sytuacjach twoja wymarzona bluzka za 150 yuanów stanie się wymarzona bluzką za 80 yuanów, a lód za 5 yuanów, stanieje o 3 yuany.
tip życia: tak, po chińsku. Bardzo proste do nauczenia się a ratuje życie.

Po powrocie do Polski na pewno będzie nam brakować taniego jedzenia i życia, hosteli za 30 zł za noc, i targowania się o cenę.

-urokliwe miejsca

Co kto lubi. Drogie zakupy, tanie zakupy. Tanie jedzonko na ulicach ale i drogie i przepyszne jedzenie w restauracjach. Moimi ulubionymi miejscami był park Chaoyang (wersja chińska) oraz Houhai czyli dzielnica hutongów z pięknym jeziorem. O każdej porze dnia i nocy wygląda to urokliwie, ale jeśli potraficie widzieć, a nie mieć jedynie otwarte oczy to poznacie wiele, wiele miejsc jak te. :)


Chciałam coś napisać o tym, jak bardzo znajomi nam pomogli, choć znali nas miesiąc, a nawet kilka dni.
Poznani w taksówce, na lekcjach, na ulicy. Bardzo bardzo ciepli ludzie i powód, dla którego musimy tutaj wrócić. Mam nadzieję, że niedługo i oni zawitają do Polski. W końcu to "dobry przykład na przyjaźń polsko-chińska". Nie mam słów wdzięczności jak bardzo nam pomagają. Nie wiem, czy da radę ubrać to w słowa.
Na razie proste dziękuję, bo nawet jeśli bardzo chcemy, nie potrafimy im się odwdzięczyć.
KOCHAMY I WRÓCIMY.

Muzycznie



"Niebieskie niebo w Pekinie" xD



Dlaczego nie opłaca się iść do Zakazanego miasta 1. tłum

Miłość z Tianmen

Z wodzem :)

Gorąco w wykonaniu Basi i Wanga 

Oppa wszędzie

chwile. Świątynia Nieba

Pod drzewkiem miłości w ogrodach cesarskich. Na dobrą przyjaźń. To już rok 

Tłumy za pałacem i góra na która nie weszliśmy bo lęk wysokości.

Chaoyang

Houhai, czyli zmierzch nad jeziorem

Houhai

Hot Pot ;D

Grupa krwi A team czyli challenge uśmiechnę się do zdjęcia.



DZISIAJ ZOO!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz